USA: Równość w sondażach zbiega programy

Na trzy tygodnie przed wyborami w USA sondaże wskazują na maksymalną równość Kamali Harris i Donalda Trumpa. Za mało powiedziane, że o prezydencji zadecyduje sześć lub siedem kluczowych państw. Zespoły obu kampanii dopracowują szczegóły, kierując swoje komunikaty do określonych segmentów populacji tych stanów, aby przechylić szalę. Stąd paradoks, że w czasach silnej polaryzacji następuje jednocześnie zbieżność niektórych głównych linii programowych. W przypadku Trumpa zmiana następuje od tyłu. Trudno dziś rozpoznać w Partii Republikańskiej dziedzictwo Ronalda Reagana czy Bushów. Cechę charakterystyczną, taką jak ortodoksja fiskalna, zastąpiono silnym wzrostem wydatków publicznych, aby uwieść masę białych, niewykształconych mężczyzn z klasy robotniczej, którzy wcześniej głosowali na Demokratów. Są to wyborcy, których Harris stara się odzyskać, co wyjaśnia, dlaczego jej przemówienie nie skupia się na obronie wielokulturowości, ale na kontroli imigracji lub ułatwianiu tańszej ropy poprzez liberalizację techniki szczelinowania, ku niezadowoleniu ekologów. W polityce zagranicznej ton obu kandydatów jest odmienny, jeśli chodzi o NATO i relacje z sojusznikami, ale panuje zgoda co do polityki handlowej czy rywalizacji z Chinami. Oczywiście Benjamin Netanjahu stawia na Trumpa, a Władimir Zełenski woli Harrisa. Kiedy jednak dochodzi do konfrontacji, Demokrata szybko zamyka szeregi z Izraelem i trudno sobie wyobrazić, że Trump stwarza obraz słabości, po prostu wycofując się z Ukrainy.

Zrodlo