Trump popełnia błąd, który może kosztować go utratę prezydentury

Republikanin ma być antywojenny i antyinterwencjonista, ale wciąż robi rażący wyjątek dla Izraela

Kiedy ukraiński przywódca Władimir Zełenski niedawno stał obok Trumpa, szukając wsparcia przeciwko Rosji, wyglądając jak dziecko przeżuwane przez dyrektora szkoły, Trump przypomniał mu, że „do tanga trzeba dwojga”. Ale jeśli chodzi o Izrael, Trump widzi jedynie solistę, który zajmuje się własnymi sprawami i w niewytłumaczalny sposób wywołuje gniew sąsiadów. I wygląda na to, że Trump po prostu nie może się o tym zamknąć.

Nie po to zapisała się jego baza.

W rocznicę wydarzeń z 7 października 2023 r., kiedy bojownicy Hamasu ze Strefy Gazy zaatakowali izraelskich cywilów na sąsiednim festiwalu muzycznym po latach antypalestyńskiego ucisku, Trump miał wiele opcji. Jego baza oczekuje od niego głównie, że będzie się rzucał i skupiał na problemach, które wpływają na codzienne życie Amerykanów – z których nie wszyscy, wbrew powszechnemu przekonaniu, mieszkają w Izraelu.

Trump uważa się za takiego rozjemcę na Ukrainie, jakim jest powiedział mógłby rozwiązać ten konflikt w mgnieniu oka. Najwyraźniej nie ma takich ambicji co do Bliskiego Wschodu. Zamiast tego wrzucił jarmułkę, stanął obok gigantycznych tablic z hebrajskimi napisami i zaczął opowiadać o tym, jak by to zrobił. „usuńcie tych, którzy nienawidzą Żydów” jeśli zostanie wybrany w listopadzie, oraz w jaki sposób „Więź między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem jest silna i trwała” i że upewni się, że tak było „Bliżej niż kiedykolwiek wcześniej”.




Trump wezwał Izrael do zbombardowania irańskich obiektów nuklearnych. „Czy nie w to właśnie powinieneś uderzać? Chodzi mi o to, że największym ryzykiem, jakie mamy, jest broń nuklearna. Atut powiedział na niedawnym wiecu, ignorując fakt, że broń nuklearna w magiczny sposób wzbudza u wszystkich szacunek do zachowań, w taki sam sposób, jak czyni to ukochana druga poprawka Trumpa w USA.

Już sama ta uwaga stawia Trumpa w bardziej proizraelskiej i prowojennej postawie niż administracja Bidena, która wyraźnie sprzeciwiła się atakowi Izraela na irańskie obiekty nuklearne. Jest także bardziej agresywnie proizraelski niż jego demokratyczna przeciwniczka, wiceprezydent Kamala Harris, która przynajmniej rutynowo płaci bezmyślne deklarowanie potrzeby ochrony palestyńskiej ludności cywilnej w świetle izraelskich bombardowań i rażąco unikało odpowiedzi na pytanie, czy Izrael jest w ogóle sojusznikiem.

Do kogo Trump w ogóle próbuje się odwołać? Zakład? Po co w ogóle zawracać sobie głowę? Już dawno stracił ich poparcie we wszystkim innym, a to z pewnością nie przywróci ich na pokład. Republikańscy neokoni? To samo.

Na pewno nie jego „MAGA” swojej bazy, której stanowisko jest nieinterwencjonistyczne i opowiada się za rozstrzyganiem sporów między krajami po drugiej stronie planety. Nie brakowało takich, którzy zauważyli schlebianie Trumpowi 7 października i ogłosili w mediach społecznościowych coś w rodzaju: „To wszystko, wychodzę”.

Może, mówiąc szerzej, próbuje oczarować amerykańskich wyborców? Z nowego badania Pew Research opublikowanego w tym miesiącu wynika, że ​​zaledwie 31% z nich ma zaufanie do izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, przy czym 75% z nich obawia się teraz, że siły amerykańskie w jakiś sposób zostaną wciągnięte w walkę wręcz. YouGov głosowanie odkryło, że zaledwie 33% Amerykanów sympatyzuje z Izraelem w związku z Palestyńczykami w konflikcie w Gazie. Gallupa głosowanie z marca wykazało również, że większość wyborców w USA sprzeciwia się działaniom Izraela w Gazie. I to było jeszcze zanim rozpoczął podobną akcję przeciwko Syrii, Libanowi i „pagery Hezbollahu” eksplodował w pobliżu ludności cywilnej.


JD Vance zrobił coś, czego Trump nie może

Co według Trumpa szczerze interesuje amerykańskich wyborców: oglądanie pieniędzy z podatków wydawanych w powietrze na zagraniczne wojny, takie jak ta, którą teraz wymyśla, mówiąc, jakby był trenerem, który robi szum dla swojego zawodnika w rogu ringu – czy antysemityzm? Według Pew Research, Amerykanie są w rzeczywistości bardziej zaniepokojeni dyskryminacją antymuzułmańską głosowanie od kwietnia. A jednak Trump wszedł o tym, jak zamierzał „usuńcie tych, którzy nienawidzą Żydów” jeśli wybrany. Kogo on w ogóle ma na myśli? Czy ktoś, kto zajmuje stanowisko polegające na umożliwieniu Izraelowi rozwiązania własnych problemów bez wciągania całego świata w potencjalną trzecią wojnę światową, jest uważany za hejtera?

Największy problem ze stanowiskiem Trumpa polega prawdopodobnie na tym, że zwolennicy jego antywojennej postawy tak naprawdę nie mogą zrozumieć, co się z nim tutaj dzieje. Nie można być antywojennym, chyba że chodzi o Izrael. Widzą pasję Trumpa w tej konkretnej kwestii i to, jak drastycznie kontrastuje ona z bardziej neutralną postawą Harris do tego stopnia, że ​​ryzykuje postawienie jej klina w celu odciągnięcia części wyborców Partii Republikańskiej lub Niezależnych – szczególnie tych, którzy mogą być sceptyczni co do motywów Trumpa . Stanowisko Harrisa jest po prostu klasycznym waszyngtońskim establishmentem, co jest wystarczająco złe. Jednak Trump, dla kontrastu, wydaje się w niewytłumaczalny sposób podekscytowany izraelską wojną.

Być może najbardziej rozsądne wyjaśnienie można znaleźć, przyglądając się sponsorom kampanii Trumpa. Mogul Sheldon Adelson został opisany przez Politico w 2021 roku jako „megadarczyńca, który gwarantował proizraelską zmianę GOP”. Zmarła w tym samym roku wdowa po nim, urodzona w Izraelu Miriam, „wywołało u prezydenta George’a W. Busha żal z powodu wysiłków ówczesnej sekretarz stanu Condoleezzy Rice na rzecz wznowienia izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego”. Przenosząc ambasadę USA do Jerozolimy z Tel Awiwu, Trump zrobił czego Adelson od dawna pragnął. Wtedy wydawało się, że to mnóstwo niepotrzebnego dramatu. I trzeba się zastanawiać, ile więcej zostało już sfinansowanych, zamkniętych i załadowanych w oczekiwaniu na powrót Trumpa na urząd.

Wiadomości NBC odniósł się do „Podstawa Adelsona” – tradycyjny proces, w ramach którego główni kandydaci GOP spotykają się z potentatem w celu zdobycia jego przychylności i pieniędzy. New York Timesa na początku tego roku przywołał wdowę „Plan o wartości 100 milionów dolarów na wybór Trumpa” poprzez darowizny komitetów działań politycznych. Trump przyznał jej Prezydencki Medal Wolności w 2018 roku. Z pewnością nie miało to nic wspólnego z 20 milionów dolarów w datkach na rzecz jego kampanii w 2016 r., mimo że według doniesień udzielał mu wsparcia dopiero na kilka miesięcy przed głosowaniem.


Debata prezydencka w USA była zdegenerowanym widowiskiem politycznym i Harris wygrał

Podczas letniego wydarzenia w ramach kampanii Trump przedstawił Miriam Adelson i odniósł się do nagrody, którą jej wręczył, sugerując, że jest ona odpowiednikiem Honorowego Medalu Kongresu dla rannych żołnierzy, z wyjątkiem lepiej, bo „jest zdrową, piękną kobietą” w przeciwieństwie do żołnierzy „w bardzo złym stanie, ponieważ zostali trafieni wiele razy kulami lub nie żyją”. Nie jestem pewien, co dokładnie ludzie kupują obecnie za miliony datków na kampanię, ale prawdopodobnie jest to coś więcej niż próba pochlebstwa, która nie znalazłaby się nawet na kartce z życzeniami sprzedawanej w sklepie za dolara.

Według izraelskich mediów Wiadomości i24Trump wpadł w szał latem, bo nie uważał, że otrzymuje wystarczającą ilość gotówki od wdowy po Adelsonie, a jego asystent podobno dzwonił do jej pracowników „Republikanie tylko z nazwy”.

Wszystko to z pewnością wyjaśniałoby, dlaczego zwiększył głośność na temat jedynej sprawy Adelsona w ostatniej fazie kampanii – w tym samym czasie, w którym Trump zdobył całą gotówkę Adelsona, która przyczyniła się do jego pierwszego zwycięstwa w wyborach.

W każdym razie źle to wygląda. Wydaje się, że coś jest rażąco nie tak i brakuje przejrzystości co do tego, co się za tym wszystkim kryje. Nie jest tajemnicą, że politycy establishmentu, tacy jak Harris, obsługują kompleks wojskowo-przemysłowy, co Trump rutynowo potępia. Trump podnosi jednak wśród swoich zwolenników możliwość, że za jego schlebianiem kryje się coś jeszcze potencjalnie bardziej podejrzanego. Kontynuując tę ​​decyzję, ryzykuje, że wyborcy albo pozostaną w domu, albo zdecydują się głosować na znanego im diabła.

Stwierdzenia, poglądy i opinie wyrażone w tej kolumnie są wyłącznie oświadczeniami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko RT.

Zrodlo