Ponura rzeczywistość podążania za rybką z Ligi Mistrzów: „Jesteśmy na innej planecie”

Liga Mistrzów — gdzie spełniają się marzenia, fantazje stają się rzeczywistością i rodzą się legendy. Albo coś w tym rodzaju.

Chyba, że ​​jesteś Dinamo Zagrzeb, Red Bull Salzburg, Celtic, Red Star Belgrad, Slovan Bratislava lub Young Boys. W takim przypadku Liga Mistrzów zwycięża strach, koszmary stają się rzeczywistością, a kariery zostają zrujnowane.

OK, może nie To źle, ale kibicom powyższych klubów można wybaczyć obawy, gdy hymn UEFA będzie odtwarzany podczas trzeciej kolejki dziś wieczorem (wtorek) i jutro.

Są to zespoły, które są przyzwyczajone do dominowania w krajowych ligach, wygrywając 60 lub 70 procent meczów ligowych rok po roku (nawet w zeszłym sezonie aż 84 procent w przypadku Czerwonej Gwiazdy), aby zdobywać tytuł za tytułem.

W ciągu ostatnich siedmiu sezonów krajowych Dinamo, Salzburg, Celtic, Red Star, Slovan i Young Boys zdobyli między sobą 38 tytułów mistrzowskich z 42 możliwych. Dinamo zdobyło każde z tych mistrzostw Chorwacji, a Red Star robił to samo w Serbia i reszta wygrały sześć z siedmiu dostępnych.

Są lepsi w swoich ojczyznach, niemal do znudzenia. A jednak w sumie w dwóch pierwszych rundach meczów Ligi Mistrzów w tym sezonie sześć drużyn strzeliło między sobą 12 goli, a straciło aż 49. To łączna różnica bramek wynosząca -37 z 12 meczów.

Przeniesienie domowego szczęścia na europejski sukces nie jest łatwe, zwłaszcza gdy budżet stanowi ułamek siły nabywczej Manchesteru City, Realu Madryt czy Bayernu Monachium.

Według serwisu transferowego Transfermarkt, Slovan ma wydał łącznie 2,6 miliona funtów (3,4 mln dolarów) na podstawie nowych nabytków w ciągu ostatnich trzech sezonów, a łączna szacunkowa wartość ich składu wynosi 24 mln funtów. To samo źródło podaje, że City wydało 365 milionów funtów w ciągu ostatnich trzech lat (co, szczerze mówiąc, wydaje się im dość oszczędne), a wartość ich składu szacuje się na odrobinę ponad 1 miliard funtów. Zatem od 2022 roku City wydało około 139 razy więcej niż Slovan, a ich skład jest wart 43 razy więcej.

Kiedy trzy tygodnie temu obie drużyny mierzyły się ze sobą w drugiej kolejce, szanse Slovana na zwycięstwo na własnym boisku wynosiły 40/1. Być może mają monopol na tytuł mistrza Słowacji, ale z budżetem porównywalnym do klubu z League One, trzeciej ligi angielskiej, przewidywalnie nie byli w stanie dorównać City.

„Marzyliśmy o tym, aby pewnego dnia najlepsza drużyna na świecie lub jedna z najlepszych przyjechała (tutaj)” – powiedział dziennikarzom przed meczem menadżer Slovana, Vladimir Weiss. Rzeczywistość była jednak mniej romantyczna: City oddało 28 strzałów, strzeliło cztery gole, trzykrotnie trafiło w słupek i zanotowało oczekiwaną liczbę bramek (xG) wynoszącą 3,8. Slovan miał 24 procent posiadania piłki i nie oddał ani jednego celnego strzału.

„Szczerze mówiąc, było tak, jak się spodziewaliśmy” – mówi Tomas, kibic Slovana, który był obecny na meczu Sportowiec. „Slovan nie grał w Lidze Mistrzów od 32 lat (11 razy nie udało mu się przejść przez rundy kwalifikacyjne), więc występ w Lidze Mistrzów to duży sukces.

„Kiedy pokonaliśmy (mistrzów Danii) Midtjylland, aby zakwalifikować się (po trzech poprzednich remisach w kampanii, która rozpoczęła się cztery dni przed zakończeniem poprzedniego sezonu finałem Euro 2024 14 lipca), był to jeden z najlepszych wyników w ostatnich kilka lat i był to dla nas jak europejski finał.

„Następnie zremisowaliśmy z Manchesterem City, Bayernem Monachium, AC Milanem i Atletico Madryt (wśród ośmiu meczów fazy ligowej). To mecze, których nie graliśmy od wielu, wielu lat, więc nawet jeśli prawdopodobnie przegramy, to i tak jest to duża nagroda. Porażka Celticu (Slovan przegrał 5:1 w Glasgow w pierwszej kolejce) nie była dobra, ale nawet taki klub jak Celtic ma znacznie więcej pieniędzy od nas.

„Mamy Dinamo (Zagrzeb) u siebie (5 listopada), mecz, w którym możemy zremisować lub wygrać, ale przede wszystkim chcę, aby te osiem meczów było lekcją dla zawodników i właścicieli, abyśmy mogli na tym zarobić pieniądze Telewizja i pełne stadiony do wykorzystania na ulepszanie drużyny.

W Slovanie panuje wyraźna atmosfera „cieszenia się, że tam jestem”, ale nie dotyczy to każdej rybki z Ligi Mistrzów.

Salzburg, który latem przyszłego roku będzie brał udział w odnowionych Klubowych Mistrzostwach Świata w Stanach Zjednoczonych dzięki stałym kwalifikacjom do fazy grupowej Ligi Mistrzów w ostatnich latach, przystosowuje się do życia pod okiem nowego menedżera, którym jest długoletni asystent Jurgena Kloppa w Liverpoolu, Pep Lijnders, i prawdopodobnie byli postrzegani jako czarny koń wchodzący w fazę ligową.

Zamiast tego zostali wygodnie pokonani 3:0 ze Spartą Praga, a następnie niespodziewanie pokonani 4:0 u siebie z nowicjuszem z Francji Brest. W początkowej fazie sezonu austriackiej Bundesligi zajmują czwarte miejsce, tracąc sześć punktów do lidera Sturma Graz, ale mają przed sobą dwa mecze do rozegrania.


Pep Lijnders dziękuje kibicom Salzburga po porażce w Pradze (Michal Cizek/AFP via Getty Images)

„Nie chcę się tłumaczyć, biorę na siebie pełną odpowiedzialność” – powiedział Lijnders na konferencji prasowej po porażce w Brześciu. „Ta grupa ma wystarczającą jakość, aby coś takiego nie powinno się zdarzyć. To mnie trochę martwi.

„Spodziewaliśmy się zupełnie innego startu w Lidze Mistrzów, szczególnie po kwalifikacjach (pokonanie FC Twente 5:4 w dwumeczu i Dynamo Kijów 3:1). Mam dość ludzi, którzy nazywają nas młodym zespołem. Nie ma wymówek, mamy wystarczającą jakość, aby wygrywać mecze piłkarskie w Lidze Mistrzów.

Young Boys, którego szwajcarska Superliga stoi na podobnym poziomie co austriacka Bundesliga, również będzie oczekiwać czegoś lepszego niż wspieranie 32-zespołowej tabeli Ligi Mistrzów po dwóch porażkach (3:0 u siebie z Aston Villą, 5:0 z Barcelona).

Podobnie jak Salzburg, klub z Berna boryka się z problemami krajowymi i zwolnił menadżera Patricka Rahmena, który został mianowany dopiero latem, tydzień po awanturach z Barceloną. W krajowej lidze składającej się z 12 drużyn zajmują 10. miejsce. W środę czeka nas wizyta Interu Mediolan, mistrzów Serie A i trzykrotnych zdobywców Pucharu Europy/Ligi Mistrzów.

Dinamo zrezygnowało także ze swojego menadżera po tym, jak w zeszłym miesiącu poniosło jedną z najcięższych porażek w historii Ligi Mistrzów, przegrywając z Bayernem 9:2. Sergej Jakirović poprowadził Dinamo do dubletu w lidze i pucharze Chorwacji w sezonie 2023–2024, ale bicie Bayernu uznano za niedopuszczalne i odszedł dwa dni później za obopólną zgodą.


Surowa rzeczywistość europejskich zmagań Dinama Zagrzeb została odkryta na tablicy wyników Bayernu Monachium (Sebastian Widmann/Getty Images)

Remis 2:2 u siebie z Monako w drugiej kolejce pod wodzą nowego trenera Nenada Bjelicy sugerował, że podjęto właściwą decyzję. Następny w kolejce? W środę wizyta w Lijnders i Salzburgu.

A potem mamy Celtic. W przeciwieństwie do wielu drużyn wymienionych powyżej, szkocki klub regularnie występuje w Lidze Mistrzów i przez lata zdobywał niesamowite bramki, pokonując Barcelonę, Juventus, Manchester United i AC Milan (a w 1967 roku wygrał te rozgrywki). Jednak każde z tych zwycięstw miało miejsce na Celtic Park, gdzie przy wsparciu jednej z najbardziej hałaśliwych atmosfer w europejskim futbolu mogą być meczem dla każdego.

Z dala od domu to inna historia. W tym sezonie rozgrywki Celticu rozgrywały się w Europie w mikrokosmosie, pokonując u siebie Slovana 5:1, a następnie zostając upokorzonym przez Borussię Dortmund 7:1 w Niemczech, która straciła pięć bramek przed przerwą – był to pierwszy raz w historii brytyjskiego klubu w najważniejszych europejskich konkursach od 1997-98. Była to ich 31. porażka z 37 meczów wyjazdowych w fazie grupowej i ligowej Ligi Mistrzów, a w tych 37 stracili aż 100 bramek.

Jednak menedżer Brendan Rodgers nie okazał skruchy i nie zmienił podejścia zespołu przed meczem w Dortmundzie, pomimo krytyki znanej z jego pierwszego pobytu w Celticu, kiedy jego zespół przegrał 7:0 z Barceloną na Camp Nou i 7:1 na Paris Saint-Germain. lub 6:0 na wyjeździe z Atletico Madryt po raz drugi w zeszłym sezonie.

„Gramy w sposób, który pozwala nam dominować na boisku” powiedział Rodgers. „Wiemy, że czasami będzie to dla nas trudne, ale nadal musimy pokazać, że potrafimy posługiwać się piłką. Czy będziemy siedzieć, obozować i czekać? Nie, nie zrobimy tego”.

Kibice Celticu, którzy zapłacili tysiące funtów za podróż po całym kontynencie, aby zobaczyć, jak ich drużyna wygrywa zaledwie dwa z 37 wyjazdowych meczów Ligi Mistrzów (pokonując Spartak Moskwa w sezonie 2012–2013 i belgijski Anderlecht w sezonie 2017–18), mogą widzieć tę sytuację inaczej. Chociaż nikt nie może zarzucić kibicom Celticu, że nie wykorzystali w pełni swoich wyjazdów zagranicznych, to jeśli ktoś był na wszystkich 37 meczach, przejedzie ponad 120 000 mil, czyli prawie trzykrotnie okrąży świat, aby zobaczyć dwa zwycięstwa.

„Nie rozegrałem zbyt wielu meczów, ale nigdy nie widziałem, abyśmy wygrywali za granicą” – mówi Alasdair, posiadacz biletu sezonowego na Celtic Sportowiec. „Na trasach zawsze panuje wspaniała atmosfera i nikt nie zakłada, że ​​mamy zaszczyt odwiedzić wspaniałe miasta i stadiony, ale jest to dość demoralizujące.


Kibice Celticu cieszą się z europejskich wyjazdów – aż do rozpoczęcia meczu piłkarskiego (Dean Mouhtaropoulos/Getty Images)

„Być może w klubie panuje nierealistyczne oczekiwanie, że powinniśmy grać lepiej, ale biorąc pod uwagę nasze zasoby w porównaniu z Premier League oraz dużymi klubami hiszpańskimi, niemieckimi i włoskimi, jesteśmy na innej planecie. Przekonamy się, że nowy format tylko jeszcze bardziej zaburzy równowagę”.

Po dwóch rundach pracujemy z niewiarygodnie małą próbą, ale wczesne wyniki z rozszerzonej „fazy ligowej” obejmującej 36 drużyn sugerują, że szala przechyla się dalej. Widzieliśmy wyniki 9-2, 7-1, 5-0 i 5-1 plus cztery 4-0. Po 36 meczach okazuje się, że jest to jedna z edycji Ligi Mistrzów z największą liczbą bramek, gdzie wynik 3,19 na mecz jest bliski najwyższemu w historii (3,24 w sezonie 2019–2020).

Jak dotąd był to najbardziej jednostronny sezon Ligi Mistrzów w historii, w którym średni margines zwycięstwa wynosił 2,57 gola, czyli znacznie powyżej kolejnego najwyższego wyniku w sezonie 1993/1994, który wynosił 2,37.

Rozszerzając rozgrywki, jakość ulegnie pogorszeniu, podczas gdy ten większy pierwszy etap mógłby nadawać się zespołom grającym bardziej ekspansywnie, biorąc pod uwagę prawdopodobną potrzebę zdobycia zaledwie 10 punktów z ośmiu meczów, aby dotrzeć przynajmniej do rundy pucharowej play-off, gdzie do zdobycia będą miejsca w ostatniej 16-stce.

W miarę jak bogaci się bogacą, a nierównowaga finansowa w Europie wzrasta, należy spodziewać się więcej tego samego. I spodziewaj się, że fani krewnych rybek z Ligi Mistrzów będą raczej bać się niż rozkoszować się ich kontynentalnymi przygodami.

(Najlepsze zdjęcia: Getty Images)

Zrodlo