Południowe przedmieścia Bejrutu zamieniły się w gruzy w wyniku izraelskich ataków

W środę na południowych przedmieściach Bejrutu z budynków dotkniętych nocnymi strajkami unosił się dym, młodzi mężczyźni na motorowerach pędzili po w większości pustych drogach, a mieszkańcy wyrywali ze swoich domów, co się dało, niektórzy uciekali z materacami przywiązanymi do dachów samochodów.

Mohammed Sheaito, lat 31, jeden z niewielu, którzy nie opuścili miasta, powiedział, że „w nocy ziemia pod nami zatrzęsła się… a niebo rozświetliło” od siły uderzeń.

„Okolica stała się miastem duchów” – powiedział taksówkarz, który wysłał swoich rodziców, siostrę i jej dzieci – wysiedlonych już w wyniku izraelskich bombardowań w południowym Libanie – w bezpieczne miejsce.

Na południowych przedmieściach Bejrutu, na obszarze gęsto zaludnionych bloków mieszkalnych, sklepów i firm, mieszczą się także główne instytucje Hezbollahu.

Izrael twierdzi, że atakuje miejsca należące do wspieranej przez Iran grupy bojowników, która powstała podczas libańskiej wojny domowej po oblężeniu miasta przez Izrael w 1982 r.

W zeszłym tygodniu seria izraelskich nalotów uderzyła w południowe przedmieścia – znane jako Dahiyeh – zanim w piątkowym strajku zginął szef Hezbollahu Hassan Nasrallah, a następnie naloty na ten obszar nasiliły się.

Tysiące ludzi uciekło przed bombardowaniami z powodu nakazów ewakuacji armii izraelskiej opublikowanych w mediach społecznościowych przed niektórymi strajkami.

Niektórzy przebywają u krewnych, inni w szkołach przekształconych w schroniska w Bejrucie lub w wynajętych mieszkaniach. Ci, którzy nie mają dokąd pójść, śpią na ulicach.

Mohammed Afif, szef biura informacyjnego Hezbollahu, powiedział dziennikarzom podczas wizyty dla mediów, że wszystkie budynki, w które uderzono w Dahiyeh, to „budynki cywilne i nie są miejscem działań wojskowych”.

Zrodlo