„W piłce nożnej liczą się tylko chwile” – powiedział Tommy Doyle, wspominając drugi remis Wolverhampton Wanderers w sezonie Premier League.
PRAWDA. A czasami futbol to chwile czystego, nieskrępowanego szaleństwa.
Podczas pełnej wydarzeń kadencji Gary’ego O’Neila na stanowisku głównego trenera Wolves zbyt często lamentował nad skłonnością swojej drużyny do zadawania sobie szalonych niepowodzeń. W sobotę – a nie wcześniej – jego zespół skorzystał na szalonych pięciu minutach i 27 sekundach, które zmieniły atmosferę w klubie.
Szalona końcówka meczu na stadionie Amex w Brighton może nadal mieć niewielkie znaczenie. W tej chwili nie jest to warte więcej niż jeden punkt. Ale impet, jaki mogą wygenerować takie wydarzenia, może oznaczać znacznie więcej.
Pory roku włączały się mniej.
A dla dziesiątek radosnych fanów Wolves, którzy ruszyli naprzód, aby świętować z równie podekscytowanymi zawodnikami, było to coś więcej niż pojedynczy punkt w sezonie, w którym nie udało się zapewnić zwycięstwa w pierwszych dziewięciu meczach. To było coś, czego można było się uchwycić.
„Tę grupę może być trudno zatrzymać, gdy nabierze pozytywnego impetu i energii” – powiedział O’Neil po zakończeniu spotkania. „Myślę o Tottenhamie w zeszłym roku, kiedy wyrównaliśmy u siebie (w 90. minucie) i wszyscy prawdopodobnie myśleli: «Co za wspaniały punkt». Ale widzieliśmy, że chłopcy, kiedy już coś ruszyli, potrafią wykorzystać swoje emocje, aby stworzyć coś, więc kontynuowaliśmy grę i wygraliśmy.
Dla O’Neila i jego zawodników wyzwaniem jest teraz uchwycenie dynamiki, jaką wygenerował w Brighton i przeniesienie jej na dwumiesięczny okres, który zdefiniuje ich sezon i prawdopodobnie kolejny etap kariery menedżerskiej O’Neila.
Jeśli kolejne osiem meczów – trudnych w kontekście ich statusu w Premier League, ale mniej zniechęcających niż te, które odbyły się wcześniej – przebiegnie pomyślnie, wówczas dziwaczne zakończenie wydarzeń na południowym wybrzeżu zostanie zapamiętane jako mało prawdopodobny katalizator zmiany sytuacji.
Okres szaleństwa rozpoczął się od uderzenia Tommy’ego Doyle’a w murawę w 84. minucie i 50. sekundzie, a zakończył się, gdy Mats Wieffer zrobił to samo w 92. minucie i 17. sekundzie.
Zaczęło się od tego, że Carlos Forbs podsumował swój niechlujny występ jako zmiennik w drugiej połowie, przekazując posiadanie Brighton, gdy jego zespół miał pięciu zawodników z pola przed piłką.
Tariq Lamptey odbiegł i dośrodkował do Evana Fergusona, który trafił Doyle’a w nogi, co wywołało u pomocnika Wolves pokaz frustracji. Ramiona na chwilę opadły, ale Wilki powstrzymały się i podjęły ostatni wysiłek.
Kilka sekund później Craig Dawson wdał się w gorącą rozmowę z sędzią Michaelem Oliverem, w którym poskarżył się na grappling Jana Paula van Hecke z Brighton na rogu Pablo Sarabii.
Niezależnie od tego, czy pogawędka odniosła skutek, czy nie, Dawson pobudził się do pokonania Van Hecke po rzucie rożnym, a po jego desperackim pchnięciu piłka została zdecydowanie wykorzystana przez Rayana Ait-Nouriego pośród chaosu w polu karnym.
Kiedy piłka uderzyła w siatkę i odbiła się prosto w ręce napastnika Wolves, Jorgena Stranda Larsena, umożliwiając szybki wznowienie gry, wydawało się, że bogowie futbolu w końcu stanęli po stronie Wilków.
A potem nastąpiło burzliwe rozwiązanie, w którym Doyle, stawiając czoła napływającej fali graczy z Brighton, przyjął główną rolę w sposób, który sprawił, że użytkownicy w mediach społecznościowych porównali go do bohatera Gry o Tron Jona Snowa w „Bitwie drani” ‘.
Tommy Doyle 🐐#wilki #wwfc pic.twitter.com/p8uFsOiQLY
– Świat wilków 🐺 (@wwfc_AR) 26 października 2024 r
Kiedy Wolves schodzili na brzeg z piątką napastników, a po rzucie rożnym na pozycji napastnika znaleźli się środkowi obrońcy Dawson i Santiago Bueno, Doyle znalazł się w roli samotnej linii obrony Wolves w meczu z czteroosobowym przełamaniem w Brighton.
Wieffer źle podał jednak piłkę, Doyle odbił się, po czym podał do Matheusa Cunhy, a Brazylijczyk strzelił wyrównującą bramkę dla Wolves po odbiciu się od Van Hecke.
„Wiem, że to brzmi trochę głupio, ale w pewnym sensie wiedziałem, co on (Wieffer) zamierza zrobić” – Doyle powiedział reporterom po meczu. „Dla gościa z czterema zawodnikami może to być równie trudne, jak z jednym, ponieważ oczekuje się od ciebie podania.
„Jest element zgadywania. Czułem, że tak właśnie zrobi, zaryzykowałem i to się opłaciło.
„Wyszedłem po drugiej stronie boiska z asystą i jestem naprawdę szczęśliwy”.
Dla O’Neila podejście jego zawodników wydawało się znaczące. Przegrywając 2:0 w końcowych momentach dziewiątego meczu w sezonie i bez zwycięstwa w ośmiu poprzednich, można było im wybaczyć, że zaakceptowali porażkę i skupili się na kluczowych wyzwaniach, które stoją przed nimi.
Zamiast tego podnieśli brodę z podłogi i znaleźli sposób na uratowanie punktu, zmieniając przy tym nastrój w klubie.
To może nie wystarczyć, aby uratować sezon lub O’Neila. W końcu brakowało im jednego punktu w dziewięciu meczach, po których żadna drużyna Premier League nie potrafiła się podnieść i przetrwać. Mówiło to jednak coś o duchu drużyny i trwałej lojalności wobec menadżera.
Wilki pozostają w osłabieniu, ale nie całkowicie. Te pięć minut chaosu zapierającego dech w piersiach może okazać się punktem wyjścia do lepszych rzeczy.
(Zdjęcie na górze: Shaun Brooks – CameraSport za pośrednictwem Getty Images)