Francis Ngannou potrzebował mniej niż czterech minut, aby pozbawić przytomności Renana Ferreirę i uczcić emocjonalny powrót do MMA.
Ngannou wracał do klatki ponad dwa lata po swojej ostatniej walce, podczas której obronił tytuł wagi ciężkiej UFC w walce z Ciryl Gane.
Następnie skierował swoją uwagę na ring bokserski, co wywołało u Tysona Fury’ego ogromne przerażenie, by ponieść porażkę punktową, zanim został brutalnie znokautowany w drugiej rundzie przez Anthony’ego Joshuę.
38-latek zalał się łzami, dedykując zwycięstwo swojemu zmarłemu na początku tego roku 15-miesięcznemu synowi Kobemu.
„Nie mogę o niczym myśleć [other] niż mój syn Kobe. Wziąłem tę walkę tylko ze względu na niego” – powiedział Ngannou.
„Poszedłem walczyć o niego. Mam nadzieję, że zapamiętają jego imię, bo bez Kobe nie byłoby nas tutaj dziś wieczorem. Nie walczyłbym.”
Odkąd 22 miesiące temu opuścił UFC jako mistrz wagi ciężkiej, Ngannou stał się jedną z największych gwiazd sportów walki na świecie po hitowych walkach bokserskich z Tysonem Furym i Anthonym Joshuą.
Jednak podczas przygotowań do tego spotkania upierał się, że „nigdy nie opuści MMA” i zawsze planował ponowną walkę w klatce.
Ngannou rozważał przejście na emeryturę na początku tego roku, ale powiedział, że zdecydował się walczyć ku pamięci Kobego, aby „uhonorować go”.