Jaka demokracja? Elity UE wykluczają kolejną zwycięską partię antysystemową

„Populizm” oznacza obecnie po prostu słuchanie, czego chcą ludzie, a mimo to austriaccy przywódcy i media starają się, aby wyglądało to na pogranicza nazizmu

Kolejna prawicowa partia antysystemowa właśnie zdobyła poparcie społeczne w kolejnym państwie europejskim, tym razem w austriackich wyborach parlamentarnych. Ale dopóki elity establishmentu wciąż potrafią wymyślić, jak utrzymać się przy władzy, trzymając się siebie nawzajem, pomimo nominalnych różnic ideologicznych, tak naprawdę nie przejmują się tym. Brzmi to jak genialna strategia. Zobaczmy dokąd to zmierza, dobrze?

Elity w Austrii, podobnie jak gdzie indziej w Europie, uważają za swój obowiązek obronę demokracji poprzez dopilnowanie, aby partia, która zdobędzie najwięcej głosów, została całkowicie odsunięta na boczny tor. Dlaczego? Ponieważ, Hitlerze. Hm.

Według Powiązana prasaaustriacka Partia Wolności zapewniła „pierwsze zwycięstwo skrajnej prawicy w wyborach krajowych od czasów II wojny światowej”. A wszyscy wiemy, który słynny Austriak jest synonimem II wojny światowej. Jakie subtelne.

„UE wstrząsnęła, gdy skrajnie prawicowa partia założona przez nazistowskich weteranów II wojny światowej szturmem zwyciężyła” – zauważył jeden z brytyjskich tabloidów, „the Wyrazić. „Według wczesnych przewidywań Partia Wolności Herberta Kickla odniesie w Austrii ogromne zwycięstwo”. Ciekawe, jak całkowicie pomijana jest historia nazistowska, kiedy ukraiński neonazistowski ruch Azow biega z flagami i tatuażami z symbolami nazistowskimi ku czci tego samego establishmentu.




Dla tych, którzy szukają innego sposobu oczerniania austriackich wyborców niż porównywanie ich do Hitlera, najwyraźniej istnieje tu również możliwość porównania ich z wrogami Führera z czasów II wojny światowej: Rosją. NBC dzwoni Ten „skrajnie prawicowy” głosowali przeciętni Austriacy, mający dość wybryków establishmentu a „wsparcie dla Putina”.

Wygląda na to, że wszystkie „zły facet” obejmuje całe spektrum zachodniej propagandy establishmentu.

Jak więc ta partia faktycznie wygrała? Były austriacki minister, który w 2021 r. stanął na czele Partii Wolności, nieustannie mówił o tym, że przeciętny obywatel nie jest w stanie zapłacić za podstawowe potrzeby życiowe, takie jak prąd i żywność. Czy on nie rozumie, że jeśli Austriakom uda się nałożyć jedzenie na stół, to Putin wygra? Najwyraźniej nie. I nie wygląda na to, żeby wyborcy to zrozumieli. A ponieważ ten facet i jego partia w coraz większym stopniu rezonują z obiektywną rzeczywistością wyborców, podczas gdy elity od niej odcinają się, przekłada się to na zwycięstwa wyborcze.

To tak proste, jak wyborcy, którzy rozejrzą się po swoim życiu i dojdą do wniosku, że jego ocena jest bardziej zgodna z ich własną niż wersja prezentowana przez partie establishmentu.

Innym poważnym problemem dla Austrii jest duża liczba uchodźców na mieszkańca, jedna z najwyższych w Europie, przy czym kwestia ta odbiła się szerokim echem w kontekście takich incydentów, jak groźby Państwa Islamskiego dotyczące koncertu Taylor Swift w Wiedniu latem, naloty policji przed rocznicą ataków terrorystycznych z 11 września 2001 r. w USA i zamieszek uchodźców w Halloween kilka lat temu.

W szczególności kwestia azylu jest tą, którą Kickl, były minister spraw wewnętrznych, który obecnie przewodzi Partii Wolności, byłby dobrze przygotowany do rozwiązania. Co dokładnie w jego przeszłości mogłoby go do tego kwalifikować w świadomości wyborców? Być może fakt, że w 2019 r. został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska za stwierdzenie, że chce przetestować parametry europejskich przepisów dotyczących praw człowieka, które „powstrzymaj nas od zrobienia tego, co konieczne” z osobami ubiegającymi się o azyl – temat, który nawet placówka, która opuściła kraj, musiała przyznać, był problemem, ale stwierdziła jedynie, że po prostu ograniczy liczbę wniosków o azyl. Pomiędzy pozycjami jest dużo światła dziennego „jesteśmy pełni” I “wysiadać”przy czym to drugie stanowisko jest już faktycznie zajmowane przez tzw. lewicowców o krwawiącym sercu, którym udało się zdobyć zaledwie 21% głosów.


Czy UE nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo się oszukała?

Oczywiście duża liczba Austriaków nie chwytała za perły uwagami Kickla, tak jak zrobił to austriacki establishment, przyznając mu prawie 29% głosów powszechnych. Kickl nazwał Ursulę Von der Leyen, niewybraną przewodniczącą Komisji Europejskiej, podżegaczką wojenną. I cóż, austriaccy wyborcy również dali jego Partii Wolności najwięcej głosów w wyborach do Parlamentu Europejskiego na początku tego roku. Ładny, mały prezent na podgrzanie tronu.

Mandat partii wobec wyborców wydaje się jasny: stawić czoła establishmentom krajowym i europejskim, które narobiły tyle bałaganu. Podobnie jak wszędzie w Europie, gdzie rośnie liczba partii antysystemowych, zwłaszcza na prawicy. Z kim zatem utworzą rząd, zgodnie z wyborem obywateli? Zdaniem establishmentowo-prawicowego kanclerza, nikt. Bo cóż, pieprzyć ich.

„Wyjaśniłem, z kim nie da się stworzyć odpowiedzialnego, zrównoważonego rządu. Obecny lider FPO tych kryteriów nie spełnia, więc go wykluczyłem” – powiedział kanclerz Karl Nehammer. Jego własna centroprawicowa partia establishmentu zajęła drugie miejsce z 26% głosów, ale w połączeniu z centrolewicą nadal może utrzymać się przy władzy.

Wszystkie pozostałe partie austriackie tak zrobiły powiedział że dołączą do kanclerza przy jego stole w stołówce i zostawią Partię Wolności samą w kącie jak Billy No Mates, ponieważ to nie jest tak, że to ma być demokracja, w której liczy się głos powszechny czy coś. Prezydent kraju powiedział też, że nie musi dawać partii, która zdobędzie najwięcej głosów, pierwszej szansy na utworzenie rządu. Chyba doszedł do wniosku, że musi ocalić demokrację, umieszczając ją na tratwie i obserwując, jak odpływa, jak Jack z Rose w Titanicu.

Kanclerz najwyraźniej odczuwa potrzebę ochrony kraju przed własnym narodem. Podobnie jak próbował ostatnio zrobić prezydent Francji Emmanuel Macron z manipulacjami wyborczymi tak licznymi i wyczerpującymi, że mogłyby one stać się nowym sportem wytrzymałościowym na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Gdyby doszło do tego za zamkniętymi drzwiami, byłaby to zwykła zmowa mająca na celu kradzież wyborów. Zamiast tego zrobili to na oczach opinii publicznej.

Macron wpadł w szał, gdy populistyczna prawica wygrała w głosowaniu w Europie, i zaraz potem zwołał wybory, w wyniku których populistyczna prawica zdobyła w głosowaniu powszechnym, a populistyczna lewica zdobyła najwięcej mandatów, dzięki porozumieniu partii Macrona z lewicą o strategicznym wycofaniu się na korzyść jednego kandydata pomiędzy obiema partiami w okręgach, w których prawicowy Zjazd Narodowy ryzykował wygraną w wyniku podziału głosów.


Rządy zachodnie pogrążone są w kryzysie, który same sobie stworzyły

Okazuje się, że Macron tak naprawdę nie chciał, aby żadna z partii faktycznie utworzyła rząd, więc przekazał rolę premiera unijnemu negocjatorowi ds. brexitu, technokracie Michelowi Barnierowi z centroprawicowej partii establishmentu, która została powszechnie odrzucona przez wyborców i zredukowana do jednocyfrowych liczb w wyborach. Nowy francuski rząd stanowi próbę reprezentowania populistycznych stanowisk prawicowych i lewicowych, ale w składzie ministrów, którzy w rzeczywistości nie pochodzą z partii wybranych przez wyborców.

W niedawnych wyborach do landów w Niemczech blokowanie populistycznej prawicy, która zdobyła dwa z trzech głosów, było także najważniejsze dla tych, którzy najwyraźniej uważają głosowanie powszechne za śmierć na drodze, którą można po prostu zeskrobać z kół ich samochodu klauna przed przewiezieniem NA.

Co zatem dalej z europejską demokracją? A co powiesz na pozostawienie u władzy tych samych hacków establishmentu na zawsze i po prostu pozwolenie plebsu na głosowanie nad porządkiem obrad, który mają oni wykonać? Ponieważ prawie w tym miejscu teraz jesteśmy.

Dla przeciętnego europejskiego wyborcy najważniejsza jest gospodarka, koszty życia, migracja i odrzucenie całej wojowniczości, która wzbogaca szczególne interesy, a jednocześnie zuboża przeciętnego obywatela. Przekonało się o tym kilku polityków. Bo to naprawdę nie jest nauka o rakietach. “Populista,” w dzisiejszych czasach oznacza to po prostu otwarcie oczu i uszu, co można zrobić tylko wtedy, gdy głowa nie jest wciśnięta w tyłek Wujka Sama. Może – tylko może – to właśnie ta podstawowa świadomość jest tym, co tak atrakcyjne jest dla wyborców prowadzących tak zwaną skrajnie prawicową politykę – a nie, no wiecie, Hitlera.

Stwierdzenia, poglądy i opinie wyrażone w tej kolumnie są wyłącznie oświadczeniami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko RT.

Zrodlo