Jak Quinn Hughes i JT Miller poprowadzili Canucks do pierwszego zwycięstwa: 3 wnioski na wynos

Pragnąc pierwszego zwycięstwa w tej rodzącej się kampanii, drużyna Vancouver Canucks przybyła na południową Florydę i solidnie walczyła z defensywną, ale wciąż imponującą broniącą tytułu mistrza Pucharu Stanleya Florida Panthers.

Dzięki znakomitym występom Quinna Hughesa i zwycięskiego strzelca bramki JT Millera, a także solidnej formie bramkarza Kevina Lankinena, drużyna Canucks zapewniła sobie niewielkie zwycięstwo, pokonując Panthers 3:2 po dogrywce.

Niewiele było ładnego w czwartkowym wieczorze. Pantery grały w swój rodzaj hokeja stresowego, aczkolwiek z mniejszymi umiejętnościami niż zwykle w swoim składzie, i w dużej mierze narzuciły preferowane tempo zawodów. Vancouver jednak odzyskało równowagę w trzeciej kwarcie, wymusiło dogrywkę i ostatecznie znalazło sposób na zapewnienie sobie pierwszego zwycięstwa w roku.

Oto trzy wnioski ze zwycięstwa na początku sezonu, które wydawało się zbyt ważne dla drużyny z Canucks.


Quinn Hughes i JT Miller postawili zespół na plecach

Chcąc odnieść pierwsze zwycięstwo w czwartkowy wieczór, drużyna Canucks potrzebowała asertywnego występu jednego z najlepszych graczy w stylu „chwyć byka za rogi”. I to ich kapitan, Hughes, zaostrzył przepisy.

To była gra, którą Hughes miał na smyczy. Tylko w pierwszych 40 minutach zawodów Hughes oddał 13 strzałów, z czego osiem celnych i zdobył swojego pierwszego gola w sezonie.

Ten gol był doskonałym przykładem asertywnego indywidualnego występu, jakiego wymaga Vancouver, aby minąć bramkę na początku sezonu. Kiedy pierwszy strzał został zablokowany, Hughes po prostu ponownie wbił krążek i ten strzał trafił do siatki. Prosty, wykwalifikowany i asertywny hokej — przypominający formę, jaką Vancouver prezentowało przez cały poprzedni sezon.

Poza nastawionym na atak podejściem Hughesa przez cały czwartkowy mecz, klub był także niezwykle zależny od obrońcy, który zdobył Norris Trophy, który kontrolował grę z równą siłą. Choć pod nieobecność Aleksandra Barkowa i Matthew Tkachuka w ataku Panthers zabrakło trochę siły, gra pod presją Florydy nadal trwała i pozwoliła im kontrolować mecz przez większą część wieczoru. Ich przewaga była szczególnie ostra w minutach, kiedy Hughes odetchnął.

Na przykład w czwartkowy wieczór z czasem 23:18 Hughesa Vancouver wyprzedził Panthers różnicą 18 do 9 przy pięciu na pięciu. We wszystkich pozostałych minutach Vancouver było lepsze od 18 do 11.

Następnie w dogrywce to Hughes przegrupował się i nakarmił Millera. Miller wkroczył do akcji, złapał czek z płaską nogą i czysto pokonał Bobrovsky’ego doskonałym strzałem nadgarstkiem. To był Miller z Hughes, a Canucks doprowadzili do remisu i zapewnili sobie dwa punkty.

Wąskie marginesy i gra milimetrów

To był zacięty i zacięty mecz hokejowy. Był to także mecz, w którym można było zmierzyć różnicę między obiema drużynami i która prawdopodobnie sprowadzała się do kilku milimetrów.

Najpierw padł gol Teddy’ego Bluegera, po którym Vancouver otworzył wynik. Bramka została zdobyta po rzucie karnym, który Bobrowski zdawał się początkowo zatrzymywać. Dopiero po dłuższej analizie okazało się, że krążek przesunął się całkowicie po niebieskiej linii o mniej więcej centymetr.

W dalszej części zawodów napastnik Panthers, Evan Rodrigues, rozegrał bardzo podobną grę – aczkolwiek forhendem, a nie bekhendem – że Lankinenowi ledwo udało się powstrzymać przed przekroczeniem linii. Ponownie uporządkowanie wszystkiego wymagało długiego przeglądu.

W niemal identycznym meczu Canucks zdobyli bramkę, a Panthers nie. Prawdę mówiąc, różnica między przedstawieniami była niezauważalna bez korzyści płynących z wielu ujęć i powtórek w zwolnionym tempie.

Jeśli często mówi się, że futbol amerykański to „gra na cale” rozgrywany w czwartkowy wieczór na południowej Florydzie, to w meczu pomiędzy Panthers a Canucks szanse na wygraną były jeszcze mniejsze.

Kevin Lankinen jest wysoki

Canucks mieli w czwartkowy wieczór kilka dobrych momentów. Z pewnością początkowe etapy trzeciej kwarty zdecydowanie faworyzowały Vancouver, ponieważ Canucks naciskali mocno, wyczuwając szansę na odniesienie pierwszego zwycięstwa w sezonie.

Jednak w przeważającej części Pantery generowały nieco więcej okazji do zdobycia gola i przy wyrównanej sile wyglądały na groźniejszą drużynę, nawet pomimo nieobecności Tkachuka i Barkowa – oraz wykończającej iskry, którą dostarczali ci napastnicy.

W czwartkowy wieczór na wyjeździe przeciwko obrońcy tytułu mistrza Pucharu Stanleya drużyna Vancouver wymagała od swojego bramkarza świetnego występu. Po raz drugi w ciągu tylu startów Lankinen stanął na wysokości zadania.

Bramkarz Canucks, pozyskany w środku zgrupowania, był niesamowity w swoim drugim starcie. Wyglądał na spokojnego i opanowanego, unikał błędów w trzymaniu krążka i dawał Vancouver każdą szansę, aby wygrać ich pierwszy mecz w roku.

Kiedy został pokonany, wymagało to czegoś wyjątkowego — niewidocznego strzału nadgarstkiem Antona Lundella w grze w przewadze, strzału ze złego kąta, którego Jesper Boqvist strzelił po brutalnym załamaniu się w obronie — a przy każdym strzale miał realną szansę na wejście do siatki – Lankinen zręcznie się zatrzymał.

Ponieważ Thatcher Demko wciąż nie ma wyznaczonego terminu powrotu, Vancouver potrzebuje pewnych stabilnych występów w siatce ze strony baterii Lankinena i Artūrsa Šilovsa. Jak dotąd bramkarstwo Vancouver było na tyle dobre, że klub wygrał trzy z czterech dotychczasowych rozgrywek, co stanowi solidny wynik. Jednak Lankinen już na początku meczu był bliski wyjątku. Z pewnością postawił sobie wysoką poprzeczkę i dał więcej budzących pewność siebie występów dwóch bramkarzy głębinowych.

(Zdjęcie JT Millera: Sam Navarro / Imagn Images)



Zrodlo