Gra Johna Coltrane’a i Langstona Hughesa

Przez półcieniowy nastrój przebijają się czasem nuty materiału źródłowego Rogińskiego. Duch utworu „Equinox” Coltrane’a przemyka nieregularnie przez okładkę gitarzysty, migocząc w okazjonalnych błyskach tercji małej; rollercoaster bluesowy w „Mr. PC” jest renderowany w nutach, które unoszą się jak bańki mydlane, grube, chwiejne i powolne, rozpryskujące się tęcze, gdziekolwiek wylądują. Rozdzierający serce utwór „Naima” jest najwierniejszą interpretacją albumu, a jego wzloty i upadki są precyzyjnie odwzorowane w partyturze Coltrane’a, jakby potwierdzały czystość, a nawet doskonałość pełnej czci melodii ballady. Ale w zasadzie głowy tych pieśni stają się w interpretacjach Rogińskiego ukrytymi hydrami, wijącymi się dziko w zwolnionym tempie.

Tylko dwie piosenki uznane są za oryginalne Rogińskiego: „Walkers With the Dawn” i „Rivers” – w obu przypadkach teksty zostały zaadaptowane przez Langstona Hughesa, pioniera poety Harlemu Renaissance, a w obu przypadkach występuje żałosny głos polskiej piosenkarki Natalii Przybysz. Na wpół szept, na wpół jęk, jej głos jest zmęczony i postrzępiony na krawędziach, sucha łodyga osadzona w kałużach tonu Rogińskiego. Obydwa utwory wyróżniają się: przełamują medytacyjny czar instrumentalnych utworów albumu i otwierają nowy, żałobny wymiar, oddając głos melancholii sednej muzyki Rogińskiego.

Zrozumiałe byłoby żywić pewien sceptycyzm wobec niektórych zapożyczeń Rogińskiego. Kim on jest, biały Europejczyk, żeby przywoływać „Hughesa”Murzyn mówi o rzekach”, wiersz zakorzeniony w okropnościach niewolnictwa i Jimie Crowie oraz nadziei Wielkiej Migracji? Jednak geologiczna skala czasu zastosowana w wierszu – „Znałem rzeki / Znałem rzeki starożytne jak świat i starsze niż przepływ ludzkiej krwi w moich żyłach / Moja dusza urosła głęboko jak rzeki” – ukazuje szeroki zakres metafizyczny nieodłącznym elementem całej muzyki Rogińskiego. Jako dziecko ocalałego z Holokaustu jest doskonale wyczulony na sposób, w jaki trauma pozostawia piętno na kolejnych pokoleniach. W swojej fascynacji mistyką żydowską, folklorem tatarskim i wszystkimi kulturami, które na przestrzeni tysięcy lat przemierzały Europę Środkowo-Wschodnią i Azję Zachodnią, Rogiński jest katalogatorem i wskrzeszaczem tradycji ludowych, archeologiem szukającym śladów żywego ducha w poobijanych instrumentach i na wpół zapomniane refreny. Przywołując Hughesa i Coltrane’a, nie postrzegam Rogińskiego jako osoby ani zawłaszczającej, ani ekstrakcyjnej, a tym bardziej fetyszystycznej, ale regenerującej: czerpiącej z nadprzyrodzonej siły twórczości tych artystów jako pożywienia.

Reedycję uzupełniają cztery nowo nagrane utwory, wszystkie uznane za reinterpretacje utworów Coltrane’a. „Pursuance” najwyraźniej jest inspirowany częścią trzecią Miłość najwyższaa „Promise” może wywodzić się z „The Promise” z 1964 roku Mieszkaj w Birdlandale nie jest jasne, z których dzieł pochodzą „Spirituals” i „Love”. To naprawdę nie ma znaczenia; najbardziej godne uwagi jest to, jak wiernie Rogiński odtworzył brzmienie i nastrój oryginalnych nagrań swojego albumu, dziewięć lat później. Przytłumiony blask jego gitary i ton mrocznego pokoju są identyczne, a wykorzystanie pustej przestrzeni jest równie przemyślane. W każdym razie jego gra na nowych utworach jest jeszcze bardziej oszczędna, jakby w ciągu ostatnich dziewięciu lat Rogiński wydestylował ducha muzyki Coltrane’a – a przynajmniej ducha, który przez niego przepływa – w jeszcze bardziej skoncentrowaną esencję. Te cztery ostatnie utwory, dalekie od zwykłych cięć bonusowych, sprawiają wrażenie istotnej kody, nowego, pouczającego posłowia do arcydzieła Rogińskiego.


Zrodlo