Gdy Strażnicy przygotowują się do piątego meczu, emocje rosną: „To jest to, o czym marzysz”

CLEVELAND — Dwadzieścia dwie godziny przed planowanym rzutem pierwszego narzutu w najważniejszym meczu w swoim życiu Matthew Boyd płakał.

Nie spodziewał się, że uroni łzy, ale im więcej myślał o szansie, jaka go czeka i o drodze, jaką przebył, aby dotrzeć do tego punktu, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że nie może ukryć swoich emocji. Nie mógł udawać, że włączenie autopilota i przebicie się przez skład Detroit Tigers w piątym meczu w sobotnie popołudnie to proste zadanie, nie zdając sobie sprawy z stawki, publiczności i chwili.

„Tego właśnie chcesz” – powiedział Boyd. „To znaczy, że żyjesz. Oznacza to, że Twoje serce bije. To wszystko jest energią. Po prostu wykorzystaj to w dobrym celu.

Gdy liga otworzyła sezon 2024, Boyd zaczął pełnić rolę trenera w Pacific Northwest, będąc menedżerem drużyny softballu swojego 7-latka i drużyny T-ballu swojego 5-latka. Gdy kończył rehabilitację po operacji Tommy’ego Johna, pozostawał bez drużyny z najwyższej ligi i nie miał pewności, że ten sezon przyniesie mu coś więcej niż tylko bezbolesny łokieć.

Jego córka ciągle pytała, dlaczego nie rzuca. Pod koniec czerwca był zdrowy i gotowy do podpisania kontraktu, a kiedy energia z ławki rezerwowych Cleveland podczas zwycięstwa w Baltimore wypłynęła z jego telewizora, wiedział, że chce być tego częścią.

Cztery miesiące później Strażnicy wręczają mu piłkę, a ich sezon wisi na włosku. Po drugiej stronie jest jego były zespół, którego rotację kiedyś zakotwiczył. Jego przeciwnikiem w Detroit będzie jego były podopieczny, Tarik Skubal, który wyrósł na najlepszego miotacza na świecie.

Kiedy w piątkowe popołudnie uderzyła go powaga sytuacji – sieć wątków w jakiś sposób zderzyła się, tworząc jeden scenariusz na miarę Hollywood – Boyd potrzebował kilku oddechów, żeby się zebrać.

„To jest to, o czym marzysz” – powiedział. „To jest to, czego chcesz”.

Czyjś sezon zakończy się w sobotnie popołudnie. Przygnębieni gracze będą siedzieć w jednej ziemiance i patrzeć na swoich przeciwników, tworzących stertę psów na trawie bramkowej.

W sporcie nie ma większej dychotomii. Granica między wygraną a porażką jest cienka, a konsekwencje dla zwycięzcy i przegranego nie mogą być bardziej drastycznie różne. Albo impreza piwna, albo pogrzeb. Albo dudniąca basowo muzyka wprawia w wibracje dywan w klubie, albo jest to cisza panująca w bibliotece, z od czasu do czasu słychać szept kogoś, kto pyta, o której będzie sprzątanie szafek następnego dnia.

Jedna grupa graczy będzie moczyć się w szampanie, zaciągać cygara i wsiadać do samolotu do Nowego Jorku. Drugi odzyska swoje rzeczy, a następnie zarezerwuje lot w celu dekompresji w domku przy basenie, gdzieś setki mil na południe od Detroit lub Cleveland.

„Chcesz brać udział w tych meczach” – powiedział menadżer Guardians Stephen Vogt. „Nie bierzesz udziału w grze eliminacyjnej, jeśli nie masz dobrego roku”.


Stephen Vogt obserwuje z ławki rezerwowych czwarty mecz, który Guardians wygrali 5:4. (Duane Burleson / Getty Images)

Sport rozpieszcza nas tymi możliwościami, oferując gry, w których zwycięzca bierze wszystko, pozostawiając każdego fana po jednym lub drugim końcu spektrum emocji, z zerową szansą na cokolwiek pomiędzy. Nie ma nic poza agonią, dopóki twój zespół nie odnotuje 27.

Jest wyczerpujący, rozdzierający wnętrzności, powodujący skręcanie żołądka i powodujący drżenie nóg. To przeciwieństwo sezonu zasadniczego w tym sporcie. I to jest coś pięknego – okropne, pokręcone, bezlitosne i okrutne piękno.

Tyler Freeman naderwał mięsień skośny, więc stresując się każdym narzutem jako cheerleaderka z ziemianki, musi uważać, aby nie przesadzić z jakąkolwiek reakcją na strajk lub, powiedzmy, mocnym uderzeniem Davida Fry’ego w meczu nr 4. Trójka Vogta wszystkie dzieci straciły głosy, krzycząc w imieniu drużyny swojego taty w czwartkowy wieczór. Tata Huntera Gaddisa powtarza wszystkim, że się nie denerwuje, ale syn mu nie wierzy.

A fani w Detroit i Cleveland, na Progressive Field i w swoich salonach toną w niepokoju, wiedząc, że to wszystko, na co się zapisywali, inwestując w swój zespół podczas wiosennych treningów lub za każdym razem, gdy modowy pojazd zatrzymywał się przed ich drzwiami wejściowymi.

Dla fanów Cleveland w piątek minęła 76. rocznica wydania ostatniego tytułu serii. Decydujący mecz w fazie play-off to coś, czego nie doświadczyli. Jednak mecz 5 na Progressive Field w sobotnie popołudnie nadal będzie miło wspominany, nawet jeśli nie z niewłaściwych powodów.

Nigdy nie wiadomo, które boisko zmieni przebieg meczu, a co za tym idzie, cały sezon. To ten rodzaj udręki, która pewnego razu przekonała Terry’ego Franconę do zamówienia lodów do pokoju za 44 dolarów w środku nocy podczas play-offów w 2016 roku. To rodzaj tortury, która spowodowała, że ​​dyrektor generalny Strażników Mike Chernoff poszedł pobiegać po trzecim meczu i spędził poranek w czwartym meczu na siłowni, co było sposobem na przekształcenie nieograniczonej energii nerwowej w coś wartościowego.

To szczyt sportowego dramatu i napięcia. Wystarczy, że dorosły mężczyzna zacznie płakać.

„Żyjemy i umieramy z każdym rzutem” – powiedział łapacz Austin Hedges. „Bez względu na to, czy to pokazujemy, czy nie, każdy pojedynczy skok jest dla nas całym światem. Ale jest to także najwspanialsza rzecz w historii, ponieważ wiesz, że ryzyko/nagroda jest tak potężna. Wiesz, że (jeśli) przegrasz, będzie to bardzo bolesne.

„Ale kiedy wygrywasz i robisz to dobrze, nie ma lepszego uczucia na świecie”.

(Górne zdjęcie Matthew Boyda: Nick Cammett / Getty Images)

Zrodlo