Everton zdaje sobie sprawę z konfrontacji z rzeczywistością – a przypomnienie, że ten sezon będzie ciężką pracą

Tym razem Zdrowaś Maryjo opłaciło się.

W sobotnich momentach dobiegającej końca menadżer Evertonu, Sean Dyche, rzucił bliźniacze szczyty Beto i Michaela Keane’a – ten ostatni był prowizoryczną opcją na uderzenie – w górę, próbując uratować punkt z meczu, w którym jego zespół z pewnością był drugi najlepszy.

Wyglądało na to, że była to ostatnia desperacka i beznadziejna próba podtrzymania passy bez porażki; jeszcze bardziej podstawowa wersja tego, co było wcześniej. Potem jednak nastąpił zwrot akcji w doliczonym czasie gry.

Beto wyrównał w czwartej z sześciu dodatkowych minut, wydając okrzyk emocji przed Gwladys Street End w Goodison, a Everton jakimś cudem zdobył punkt.

Przez cały czas gry rezerwowy napastnik zakrywał twarz koszulą, najwyraźniej nie mogąc powstrzymać strumienia łez, podczas gdy wszyscy inni próbowali zrozumieć, co się właściwie stało.

Fulham, bardziej elegancki, pozostawił drzwi otwarte na tyle, aby Portugalczycy mogli to zrobić rozbić się mu drogę. Zwróć szczególną uwagę na słowo wypadek.

Poza okazjonalnymi eleganckimi machnięciami lewego buta Dwighta McNeila i sztuczkami Ilimana Ndiaye, Everton pod wodzą Dyche’a rzadko charakteryzuje się dużą subtelnością.

Są tym, czym są, z brodawkami i w ogóle, i rzeczywiście są chwile, kiedy wydaje się, że to nie wystarczy. Nawet reakcją na oddalanie się od nich gier jest głębsze wejście w siebie; stać się jeszcze bardziej podstawowym i bezpośrednim. Wytrzymaj zaporę, a często przeciwstawisz się Evertonowi.


Pomijając sztuczki Ndiaye, Evertonowi brakuje subtelności (MI News/NurPhoto za pośrednictwem Getty Images)

Wyrównujący gol Beto w końcówce mógł oznaczać, że większość raportów z meczów trzeba było w pośpiechu napisać od nowa, a Everton zanotował pięć meczów bez porażki, ale głównym wnioskiem z sobotniego remisu 1:1 z Fulham powinno być to, jak kruche to wszystko pozostaje.

Everton nadal, cytując swojego menedżera, „oczywiście nad czymś pracuje”, nadal ma wady pod wieloma kluczowymi względami jako zespół, grupa indywidualności, a czasem także jako sztab trenerski.

Przez ponad 90 minut sobotniego meczu mecz przeciwko Fulham dobitnie o tym przypominał. O tym, jak jednowymiarowo potrafią posiadać piłkę, długo i z oddaniem uderzając piłkę do docelowego zawodnika, podczas gdy Dominic Calvert-Lewin pozostaje coraz bardziej odizolowany. O tym, jak bardzo polegają na Ndiaye, jeśli chodzi o tworzenie magicznych chwil. O niektórych początkowych problemach McNeila w jego nowej roli nr 10. O braku atletyzmu, tempa, kontroli i jakości gry piłką. O braku planu B.

Ten mecz był w dużej mierze rozgrywany na warunkach Fulham. Everton szybko oddał inicjatywę, okazując swoim gościom zbyt duży szacunek – zwycięstwo na własnym boisku oznaczałoby, że obie drużyny miałyby tyle samo punktów – i nigdy tak naprawdę nie udało mu się go odzyskać. Powinno to być starcie pomiędzy względnymi równymi sobie stronami, ale rzadko tak się zdarzało.

Głównym problemem takiego pasywnego podejścia na Goodison jest to, że nie wykorzystuje ono jednej z głównych zalet Evertonu na własnym stadionie: publiczności. Goodison został wykastrowany i zazwyczaj najgłośniej wyrażał swoje niezadowolenie z powodu nieśmiałej gry lub decyzji podejmowanych przez ławkę rezerwowych.

Everton nieprzerwanie podawał długą piłkę do Calvert-Lewin, pomimo ograniczonego sukcesu. Szkoda było widzieć kogoś o takich umiejętnościach jak Ndiaye na peryferiach, gdy piłka przeleciała mu nad głową. Kiedy zaczęły pojawiać się zmęczenie nóg, jakość i atletyzm Fulham zaczęły rzucać się w oczy. Alex Iwobi, były zawodnik Evertonu, który strzelił bramkę otwierającą, oraz Emile Smith Rowe, kiedy tylko chcą, przebijają się przez środek pola.

Czasami wydawało się, że tama Evertonu się zawali, ale oni ledwie się trzymali.

Dyche miał później trudności z ustaleniem, dlaczego pomimo ich niedawnego odrodzenia, wszystko wydawało się takie płaskie.

„To był naprawdę pozytywny tydzień treningowy po bardzo kontrolowanym występie na wyjeździe (w Ipswich)” – powiedział. „Wszyscy byli gotowi, a mimo to tak naprawdę nie poradziliśmy sobie z grą.

„Nie o to nam chodziło. Nigdy tak naprawdę nie przywiązywaliśmy się do żadnego ze sposobów gry. Jeśli graliśmy długo, nigdy nam się to nie udało i wymuszaliśmy grę. Jeśli graliśmy krótko, nigdy tak naprawdę nie graliśmy celowo.

„Zabrakło nam miejsca, w którym byliśmy. Z drugiej strony, bilans futbolu jest taki, że mecz trwa ponad 90 minut. Prosiłem graczy o nieustępliwość i myślałem, że to było na pokaz.


Dyche przyznał, że poziom spadł (Lewis Storey/Getty Images)

Po ośmiu punktach z poprzednich czterech meczów, kolejna lekcja z soboty jest taka, że ​​ten sezon będzie dla Evertonu czymś w rodzaju ciężkiej pracy. Po drodze będą wyboje.

Powinni posiadać wystarczającą jakość i odporność, aby osiągnąć wyniki finansowe, jednak ich ambicje grając w ten sposób mają pewne ograniczenia, szczególnie w oczekiwaniu na przejęcie Friedkin Group i pojawienie się nowych inwestycji.

„W tej lidze są zespoły – Arsenal, Manchester City – które potrafią trzymać się tego, co robią, potrafią znajdować cele i być nieustępliwe w inny sposób” – powiedział Dyche. „Musimy działać na różne sposoby. Taki mamy skład i zadanie przed nami, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo w Premier League sezon po sezonie.

„To (cel przetrwania) zostało mi zarysowane, kiedy dostałem tę pracę. To (zakres) zmieniło się radykalnie i było o wiele gorsze, niż mi powiedziano, gdy obejmowałem tę pracę. Jeśli spojrzeć, od tego czasu wprowadziliśmy pieniądze, wydaliśmy mniej i znacznie obniżyliśmy płace.

„To nie jest dla mnie problem, to po prostu wyzwanie. Nigdy nie straciłem z oczu tego, że musimy wygrywać mecze. Resztą nikt się nie przejmuje, ale ja muszę, bo to moja praca. Dopiero zaczynamy pokazywać oznaki, że możemy wygrywać mecze, a jeśli nie uda nam się wygrać, nie zostaniemy pokonani.

„To dopiero zaczyna ponownie rosnąć, ale zawsze jesteśmy w toku – to całkiem oczywiste”.

W tym sezonie nadejdą lepsze dni dla Evertonu niż obecny, ale prawdopodobnie będą też gorsze.

(Zdjęcie na górze: Matt McNulty/Getty Images)

Zrodlo