Alberto Donaire, goring, ucho i pyszna peleryna

Salvadora Ferrera COPE Walencja

Walka byków była wstępem do wielkiego wydarzenia, jakie czeka Walencję w środę, 9 października: pożegnania maestro Enrique Ponce. Jak czas płynie i jak czas uwydatnia mity…

Decyzja firmy o umieszczeniu w składzie Alberto Donaire’a, mieszkańca Riojanki wychowanego w Walencji, jedynego, który nie zsiadł z konia podczas pokazu, była bardzo mądra. Alberto chce robić dobre, powolne walki byków, a to zawsze stanowi zachętę dla fanów.

Brązowo-czarnooki był najpierw bykiem. Poważny, głęboki, skończony, gotowy. Byk z Walencji? Pewno. Bastos zyskał sympatię Veroniki. Utrero miał niezwykły dźwięk, z tym brakiem siły, który czynił go jeszcze bardziej umiarkowanym. Walka byków w rundzie jest lepsza niż naturalna. Zaplątał się w miecz.

Czwartą była doskonałość wykonania. Twarz osadzona, niska, z szyją, wyraz, galop, krok. Bastos udał się do Porta Gayola i zakończył szerokie powitanie również klęcząc przed mediami. Ten z Rocío de la Cámara miał przepyszny dźwięk i galop. Niesubtelny Bastos. A start na kolanach jest nieodpowiedni. Utrero było doskonałe, mimo że wyszedł zdezorientowany. Wszystko jest zbyt sporadyczne. Ucho, które wiedziało za mało i za dużo.

Alejandro Chicharro zdobył podwójną bramkę. Rano pokonał Paseíllo w Villena podczas finału fundacyjnego toru Novilladas, a po południu w Walencji. Szkoda, że ​​tor Novilladas, model naśladowany przez inne wspólnoty autonomiczne, nie miał głośnika walenckiej telewizji publicznej. Godna pochwały i jedyna jak dotąd inicjatywa Generalitat praktycznie nie odbiła się echem. Konkurs miał charakter niemal tajny. Promocja walk byków bez promocji. Tak czy siak, Serafinie.

Chicharro, z ostrym bólem Arnedo na ciele, stanął twarzą w twarz z wołem o delikatnych podporach. Donaire podpisał zwolnienie dla pięknej i głębokiej Veroniki. A improwizowane wykończenie było smaczne. Prolog był dobry, otwierał i wzmacniał ścieżki. Lepsza seria okrężna, bardzo umiarkowana, zapięta świetnym podaniem w klatkę piersiową. To była kulminacja, bo zadanie nie osiągnęło wyższych decybeli i intensywności. Z wyjątkiem bardzo walki byków w epilogu.

Dobrze wykonane piąte ensabanado nie zostało użyte w pierwszych tercjach. Ale skupił się i zorganizował, choć trwało to chwilę. Momentami rewelacyjny Chicharro. Podpisał kolejny kolosalny rów. Był bykiem chcącym więcej.

Alberto Donaire chce robić dobre walki byków. Zrobił to na miejscu. Trzecim „Salmorejo” po raz kolejny pokazał swój gust w pelerynie. Kilka doskonałych verónicas. Trampki z przodu, tenisówki zwisające, broda oparta na klatce piersiowej. Tłukł chiculiny podłogowe. Na kroku, z wdziękiem i wypuszczeniem odpowiedniego materiału. Usunął je za pomocą tafalleras, bardziej przypominających walki byków niż przewiewne. A pończocha była piękna. Asortyment z perkalem, który był rozkoszą. Przyjaciel kolumbijskiego malarza Diego Ramos, geniusz obrazów olejnych i światła, może inspirować się atmosferą Donaire’a.

Na początku byk dwukrotnie minął go za pomocą kuli. A to zaważyło na Riojanie/Walencji. Bez całkowitego załamania potrzebna była większa kontrola. Nie stanowczość roślin, ale autorytet flaneli. Patyk niżej. Poszedł zabić lub umrzeć. Został złapany pomiędzy hakami. Cud, który nie umknął w ostatniej części popołudnia.

Szósty, z żelazem z Cortijo de la Sierra, był obrazem. Ale nie był bykiem, jeśli chodzi o pociągnięcia pędzlem. Raczej fal i sitowia. Brutalny, delikatny, ostry. Z geniuszem. Śpiewał o niebezpieczeństwie wyjścia. Walczył na kije, naciskał na banderille. Donaire był stanowczy. Bez utraty dokumentów i podboju terenu. Muletazo zostały skradzione. Spokojny i chcący robić wszystko dobrze. Poszedł zabijać z całą prawdą na plecach. A byk najpierw go upolował, a potem dopadł go ze złością i przemocą. Trafił do ambulatorium, gdzie zaraz po zakończeniu uroczystości przeszedł operację. Bardzo skomplikowany ster z więcej niż interesującej walki byków Rocío de la Cámara.

Zrodlo