Zła krew pomiędzy Manchesterem City a Arsenalem była widoczna na boisku – i to dotyczy również liderów obu klubów

Według Pepa Guardioli rywale Manchesteru City chcą, aby klub „zniknął z powierzchni Ziemi”. Wszyscy, jak mówi, chcą, aby City zostało ukarane w sposób, w jaki żaden klub Premier League nie został ukarany wcześniej. I chociaż nie wymienia nazwy Arsenalu, nie wydaje się, aby podejrzenie, że to oni są najważniejsi w jego myśleniu, było dzikim ciosem w ciemno.

On też może się nie mylić, jeśli śledziłeś historię o tym, jak rozwijała się ta rywalizacja, o narastającej niechęci i dlaczego dynamika City-Arsenal wykracza poza normalny kontekst sportowy. Po prostu on — i Mikel Arteta, menedżer Arsenalu — postanowili zachować to, co jest, luźno mówiąc, cienką powłoką serdeczności.

Ich ostatnie spotkanie, zakończone wynikiem 2-2 na Etihad Stadium, było tak ostre, jak nigdy, odkąd Arsenal zastąpił Liverpool jako główne zagrożenie dla City. Dowód A: widok Erlinga Haalanda rzucającego piłkę w głowę Gabriela po wyrównaniu wyniku City w doliczonym czasie gry. Jednak dodatkowym kontekstem jest to, że jest to również rywalizacja, która sięga szczytu obu klubów.

Krótko mówiąc, patrzą na siebie nawzajem zimnymi, podejrzliwymi oczami. Tak jest od jakiegoś czasu, ale stało się to jeszcze bardziej widoczne, odkąd Arsenal ugruntował swoją pozycję jako autentyczny pretendent do tytułu, a City zostało oskarżone o masę nieprawidłowości finansowych. Sprawa rozpoczęła się w zeszłym tygodniu. Oczekuje się, że potrwa do trzech miesięcy i niezależnie od wyniku oba kluby mogą musieć zachować wszelkie środki ostrożności, aby ich prawdziwe uczucia — wzajemna antypatia — nie stały się oczywiste.

Na razie cała historia może nie być od razu oczywista dla osób spoza klubów, o których mowa. A to z prostego powodu, że wiodące kluby (i menedżerowie) wolą, w większości, nie upubliczniać swoich żalów i podejrzeń wobec siebie nawzajem.


Arteta i Guardiola przed meczem (Michael Regan/Getty Images)

Nie spodziewajmy się, że ktokolwiek z Arsenalu będzie cytował „finansowy doping” stosowany przez City, tak jak zrobił to wcześniej Arsene Wenger w odniesieniu do klubu, który sprawił mu wiele bólu w ostatnich latach jego kariery menedżera Arsenalu.

Nikt nie złamie szeregów w sposób, w jaki zrobił to kiedyś David Dein, były wiceprezes Arsenalu, który wyraził swoją niechęć do wydatków nowobogackich Chelsea, ogłaszając, że „Roman Abramowicz zaparkował swoje rosyjskie czołgi w naszym ogródku i strzela do nas banknotami 50-funtowymi”.

Jeśli spór między City a Arsenalem sprowadzałby się do tego, który klub jest bardziej klasowy i który podchodzi do swoich spraw w najbardziej odpowiedni sposób, to punkty można stracić, obrzucając się błotem publicznie.

Za kulisami jednak otwarcie przyznano, że obecna dynamika nie jest wcale tak serdeczna, jak czasami przedstawiają to dwaj menedżerowie. To było jasne również wśród fanów. „Znów mistrzowie”, śpiewają kibice City na meczach domowych. „Znowu oszukiwanie”, odpowiedział w niedzielę zawodnik przyjezdny.

Nic z tego nie było oczywiste, gdy obaj menedżerowie rozmawiali z mediami. Nie ma w tym jednak żadnych niespodzianek. Arteta zawsze dba o to, by być uprzejmym, gdy mówi o swoim byłym klubie. Guardiola również jest pełen szacunku. „Oddajmy sprawiedliwość Arsenalowi” – ​​powiedział nie raz, o drużynie przyjezdnej broniącej się 10 zawodnikami. Przypomnieli mu, jak powiedział, że są „jedną z najlepszych drużyn na świecie”. Arteta uśmiechnął się znacząco. „Oni (City) są ten „Najlepiej,” powiedział.

To, czego publiczność nigdy nie widzi, to scena w sali konferencyjnej i okazja do zbadania, jak istotne osoby wchodzą ze sobą w interakcje. Czy uściski dłoni są niezręczne? Czy uśmiechy są wymuszone? Prawie na pewno tak. Jakiekolwiek ciepło? Tylko powierzchowne.

Ważne jest tutaj tło, ponieważ w istocie wszystko sprowadza się do głęboko zakorzenionego przekonania Arsenalu, że zasady zostały wypaczone i złamane, że City zaszkodziło lidze i że kara musi być surowa.

Arsenal nie jest w tym odosobniony. „Nie mamy przyjaciół” – przyznał jakiś czas temu jeden z dyrektorów City, gdy rozmowa zeszła na temat tego, które kluby w Premier League mogą być potencjalnymi sojusznikami.

Niewielu jednak jest bardziej entuzjastycznie nastawionych niż Arsenal do możliwości, że osiągnięcia City z czasów szejka Mansoura mogą zostać oszpecone przez wyrok sądowy, który z punktu widzenia reputacji wyrządziłby nieodwracalne szkody klubowi z Abu Zabi, czerpiącemu z bogactwa.

I to nie powinno być zaskoczeniem. Cofnijmy się do grudnia 2012 r., kiedy pierwotna „Wielka Czwórka” napisała do Richarda Scudamore’a, ówczesnego dyrektora generalnego Premier League, wzywając do wprowadzenia zasad fair play, które, jak mieli nadzieję, powstrzymają City przed zmianą piłkarskiego krajobrazu. List podpisali Arsenal, Liverpool, Manchester United i Tottenham Hotspur. Ale najbardziej wymowna była grafika na górze strony. Armata w czerwonej tarczy — papier z nagłówkiem Arsenalu.

Dekadę później dyrektor zarządzający Arsenalu, Richard Garlick, jest prawnikiem, który wcześniej pracował jako dyrektor sportowy Premier League i zna przepisy od podszewki.

Tim Lewis, wiceprezes Arsenalu, jest kolejnym prawnikiem. Lewis potrafi być szczery i nie boi się wyrażać swoich uczuć na spotkaniach Premier League. Jest wieloletnim fanem Arsenalu i wychował się na filozofii Wengera, że ​​jest coś fundamentalnie złego w Premier League, lub jakiejkolwiek lidze, w której jest państwowy klub piłkarski.

Wenger argumentował, że Arsenal nie jest w stanie dorównać takiej sile nabywczej „chyba że znajdziemy ropę naftową na Highbury”. Dodajmy do tego ich niechęć, a nawet zazdrość, z powodu tego, że City zgarnia wszystkie ich trofea, a teraz jest to ugruntowana część podejścia Arsenalu, aby pozycjonować się, w każdej chwili, jako odpowiedzialny klub, który przestrzega zasad i robi wszystko właściwie.


Gracze kłócą się podczas niedzielnego meczu (Michael Regan/Getty Images)

To z kolei może działać na nerwy City niczym papier ścierny, zwłaszcza że klub nigdy nie zapomniał, jak Arsenal próbował odciągnąć Artetę od roli asystenta Guardioli w grudniu 2019 r.

Pamiętacie zapewne niezręczną sytuację, gdy Vinai Venkatesham, ówczesny dyrektor zarządzający Arsenalu, został sfotografowany, gdy opuszczał dom Artety w południowej części Manchesteru.

Arsenal przegrał właśnie 3-0 u siebie z City i Venkatesham, po tym jak wyruszył po meczu, przybył do Manchesteru o 23:00 i został tam do wczesnych godzin porannych. Towarzyszył mu Huss Fahmy, ówczesny szef operacji piłkarskich Arsenalu. I, ściśle mówiąc, City miało prawo złożyć oficjalną skargę na to, co na pierwszy rzut oka wyglądało na tajne podejście.

Zdecydowali się temu sprzeciwić i w normalnych okolicznościach zostałoby to w dużej mierze zapomniane jako jedna z tych rzeczy, które mogą się zdarzyć w branży piłkarskiej. Może to jednak irytować, prawie pięć lat później, kiedy Arsenal przedstawia się jako świętszy od papieża, a City jako rzekomo seryjnych łamiących zasady.

W mediach pojawiło się wiele historii, które miały podgrzać atmosferę wokół City, a niektórzy ludzie w Manchesterze podejrzewają, że niektóre szczegóły zostały podane przez osoby związane z Arsenalem. Niekoniecznie jest to prawdą i prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, skąd pochodzą te historie. Ale sam fakt, że w pewnym stopniu tak się podejrzewa, jest kolejnym wskaźnikiem braku zaufania między tymi dwoma klubami.

Jeśli chodzi o oskarżenia o „doping finansowy”, to zawsze wywoływały one pewne przewracanie oczami w Manchesterze, biorąc pod uwagę, że Arsenal najwyraźniej chętnie skorzystał na bogactwie City, sprzedając im Emmanuela Adebayora, Kolo Touré, Samira Nasriego i Gaela Clichy’ego w ciągu dwóch lat pod wodzą Wengera.

Czy na takim tle kogokolwiek może dziwić fakt, że mecze stają się coraz bardziej burzliwe, a wszystko, co narastało poza boiskiem, jest teraz, bardziej niż kiedykolwiek, widoczne na nim? Coś się zmieniło i chociaż obaj menedżerowie pamiętają, by być uprzejmymi, jest to prawdopodobnie nieuniknione, skoro oba kluby są w pełni świadome, że tytuł w tym sezonie może zostać ostatecznie rozstrzygnięty przez sprawy poza boiskiem.

(Zdjęcie górne: Getty; Paul ELLIS / AFP, Sebastian Frej/MB Media, Robbie Jay Barratt – AMA, Stuart MacFarlane/Arsenal FC; projekt: Dan Goldfarb)

Zrodlo