Vince Carter jest idealnie niedoskonałym zawodnikiem, aby Raptors wycofali swój numer

TORONTO — Nie możesz wybierać własnej historii.

Byłoby miło, gdybyś mógł. Przesuwanie chwil na osi czasu, pokazywanie idealnego rozwoju i tworzenie idealnego wątku narracyjnego — kto by tego nie chciał? Tak teraz działa czas.

Toronto Raptors rozpoczną w październiku swój 30. sezon w NBA (i przygotują się na liczne przywołania nostalgii), a pierwsza połowa ich życia była mniej więcej tragedią, czasami przerywaną chwilami elektryczności. Nikt nie zapewnił więcej tych chwil niż Vince Carter, którego Raptors uhonorują 2 listopada, kiedy wycofają jego numer 15. Kiedy Masai Ujiri potwierdził tę wiadomość na odnowionym korcie nazwanym na cześć Cartera w zachodniej części miasta, wkrótce – przyszły Hall of Fame pochylił się i zakrył oczy, gdy rodzice i dzieci w społeczności wiwatowały.

Carter wiedział, że to nadchodzi, ale mimo to w pewnym sensie nie mógł w to uwierzyć. Droga do tego miejsca była skomplikowana, gdyż jedna z supergwiazd nie była w stanie utrzymać swojej franczyzy, a franczyza nie wspierała swojej pierwszej prawdziwej supergwiazdy. Rzeczywistość ta została dobrze uchwycona w pierwszej dekadzie po wyjeździe Cartera z Toronto, kiedy powitały go entuzjastyczne drwiny. Teraz Carter stanie się pierwszym zawodnikiem, któremu Raptors wycofają swój numer.

„Szczerze mówiąc, tego właśnie pragnęłam najbardziej” – powiedziała Carter jego formalne ponowne połączenie ze swoją pierwszą drużyną NBA. „Spędziłem tu sześć szalonych lat, kropka. A ci, którzy mnie znają… znają moją miłość. Po prostu trudno to wyrazić.”

Carter nie jest idealnym Raptorem, który jako pierwszy zdobędzie ten zaszczyt. Nie jest kwintesencją Raptora – taki był Kyle Lowry. Nie jest kimś, kto nigdy nie zachwiał się w swojej pasji do miasta – taki był DeMar DeRozan. To nie on poprowadził Raptors do ich pierwszego mistrzostwa NBA – był to Kawhi Leonard. I nadejdą ich dni, w takiej czy innej formie.

Próba udoskonalenia wszystkiego przesłoniłaby historię tej serii. Carter przyczynił się do wyłonienia kolejnego gracza, który jako pierwszy zdobył ten zaszczyt, organizując najdłuższą karierę w historii gracza. Niestety, Lowry, mający 38 lat, nadal gra. Chyba, że ​​ktoś chciał z pasją argumentować, że Chris Bosh zasłużył na ten zaszczyt za siedem lat bardzo dobrej indywidualnej gry w koszykówkę w dwóch drużynach play-offowych, Carter jest oczywistym wyborem, ponieważ w przyszłym miesiącu uda się do Naismith Hall of Fame.

Fani, których urzekł charakter odejścia Cartera w 2004 roku – kontuzje, przyznanie w wywiadzie, że nie wywierał na sobie tak dużego wysiłku, jak powinien, brak odpowiedzialności – często chcieli od niego przeprosin. Żaden nie przyszedł w piątek i nie należy się go spodziewać podczas jego wprowadzenia do Springfield lub ceremonii w Toronto, ale teraz, jako 47-latek, może bardziej docenić swoje początki, niż mógł to zrobić w wieku 37 lat, kiedy fani w mieście jako pierwsi zgłosili chęć zorganizowania ponownego spotkania.

Po otrzymaniu wiadomości o jego powołaniu Carter powiedział, że chce wejść do Hall of Fame jako Raptor. Nie tak naprawdę działa Hall of Fame, jak w baseballu, ale jest to miłe uczucie. W piątek powiedział, że gdy Brooklyn Nets podjęli decyzję o wycofaniu numeru Cartera, poprosił, aby nie robili tego na początku sezonu, dając szansę Raptors, aby zrobili to w pierwszej kolejności.

„Bez względu na to, czy tak się stanie, czy nie, chciałem z szacunkiem dać im szansę, ponieważ tak, w New Jersey wydarzyły się wspaniałe rzeczy, ale to tam wszystko się zaczęło” – powiedział Carter. Dodał: „To sprawiedliwe”, oceniając tych, którym nie podoba się zaszczyt, jaki zapewnia mu franczyza. To wyraz uznania, jeśli nie przeprosin. Dwadzieścia lat później to powinno wystarczyć.

Raptors łatwiej zaakceptowali swoją przeszłość, gdy przestali być żartami. Pomogło także podejście Cartera do swojej przeszłości. Ujiri, prezes Raptors, przez kilka pierwszych lat pracy Cartera po powrocie z Toronto pracował na niższych stanowiskach w organizacji. W tym momencie kibice w budynku znanym wówczas jako Air Canada Center – idealnym domu dla gracza, który najbardziej zachwycał się, gdy niszczył grawitację – rutynowo wygwizdywali Cartera, który z kolei wydawał się rozkoszować się tą pogardą. Z radością grał złoczyńcę w Toronto.

„Kiedy wiemy lepiej, działamy lepiej” – powiedział Ujiri. „Był młody i pewne rzeczy, których tutaj dokonał, zdajemy sobie z tego sprawę. Ale zmienił się jako osoba i naprawdę to widać.

„Uczymy się na błędach, a teraz patrzę tylko na kulturę, patrzę na wszystkie rzeczy, które stworzyły dla nas ścieżkę i po prostu doceniam gracza i tę osobę”.

Nie oznacza to jednak, że Raptors powinni być zobowiązani do wycofania numeru Cartera. Zrobił jednak coś, co pomogło zapewnić franczyzie pewną stabilność. Nie uratował zespołu, przynajmniej nie w taki sposób, w jaki zrobiła to sprzedaż firmie Maple Leaf Gardens Ltd., grupie, która w zasadzie przekształciła się w Maple Leaf Sports and Entertainment. Sprawił, że bycie fanem Raptors było fajne, a to nie jest historia rewizjonizmu.

Kanadyjscy gracze, którzy napłynęli do ligi na początku ostatniej dekady, wylosowani na loterii, tacy jak Tristan Thompson i Anthony Bennett, wspominali Cartera jako bohatera na początku swojej kariery. Kelly Olynyk, obecnie zawodnik Raptora, mówił o naśladowaniu wsadów Cartera z jego niezapomnianego występu w Oakland w 2000 roku w przerwie meczów Raptors.

Olynyk nie zapomniał o końcu, ale początek z czasem wyłania się coraz większy. Jest millenialsem, bo, nawiasem mówiąc, coraz więcej fanów kupuje teraz karnety sezonowe Raptors. Carter mógł złamać im sportowe serca, ale obudziła się w nich pasja. Obie te rzeczy mogą być prawdą i warto o nich pamiętać. Jeśli dodać do tego szczytową formę, jaką Carter osiągał w latach 1999-2001, co stanowiło sezony najbardziej płodnych występów ofensywnych dla dowolnego gracza w historii franczyzy, trudno postawić mu zarzut, który nie wydawałby się błahy.

„Zbierzmy się razem, aby coś zmienić” – powiedział Carter. „Mamy wielką szansę. To coś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca (w przypadku Raptors). Więc celebrujmy to bardziej, niż zatykajmy nos i wyrażajmy swoje zdanie na ten temat, ponieważ nigdy wcześniej coś takiego się nie wydarzyło. Jestem po prostu naprawdę wdzięczny, że mogę być tego częścią.”

To nie znaczy, że musisz wymazać to, co wydarzyło się, gdy Carter opuścił Toronto. Jednak przez tak długi czas tylko tyle o nim pamiętali fani Raptors.

(Zdjęcie z 2001 r.: Otto Greule Jr / Allsport za pośrednictwem Getty Images)



Zrodlo