Rzucanie łukami EP

Monaleo lubi muzykę walki. Kopanie tyłków pasuje do hałaśliwej i zarozumiałej osobowości rapera z Houston, która odzwierciedla siłę fizyczną zawodowego zapaśnika i teatralne libido. Choć nie wykonuje zwykłych połączeń płytowych, w duchu Monaleo niesie pochodnię teksańskiego podgatunku wielkich dźwięków i większych osobistości. Rapuje z siłą, jej przechwałki i pointy lądują jak uderzenia, a jej ponadprzeciętna pewność siebie pokonuje twój blok niczym pomalowana na cukierki swanga.

Jej debiut, Gdzie kwiaty nie umierająrzuciła okiem pod tę stalową postać, łącząc jej radosne biesiady z tandetnym R&B i szorstkim opowiadaniem historii. Ma mocny głos, ale ogólnie ten drugi lepiej pasuje do jej rapów She-Hulk. Pięści, którymi tak często rzuca, uderzają inaczej w kontekście jej pełnych napięcia opowieści o biedzie i depresji w piosenkach takich jak „Sober Mind” i „Ridgemont Baby”. PE Rzucanie łuków brakuje tego balastu. Monaleo tych tandetnych, jednorazowych piosenek to karykatura, która mówi wszystko i walczy o nic.

Złość, którą Monaleo nieustannie przywołuje, jest pusta i bezosobowa, bardziej niż katharsis. Wszystko byłoby w porządku, gdyby jej rap był fascynujący, ale jakość jej pisarstwa jest niespójna. Od linijki do linijki będzie przechodzić od gładkiej i groźnej do głęboko banalnej. „Wyrwę jej zęby, żeby mogła naprawdę popękać sobie dziąsła” – zatrzaskuje otwieracz „Drunk Freestyle”, naprawdę sprytny batonik. Ale natychmiast pojawia się bełkot nawiązujący do Spongeboba: „To ja noszę spodnie, ale nie jestem kwadratem”.

Płyta jest wypełniona taką zapierającą dech w piersiach grą słów. „Królowa i Szlam”, A Bonnie i Clyde’a-w stylu duetu ze Stunna 4 Vegas, brzmi jak fikcja fanów Tee Grizzley. „Ee-er” zamienia „eater” w dwuznak oznaczający dźwięk skrzypiącego łóżka, ale nie wydaje się szczególnie sprośny, gdy ona i Sauce Walka stosują słabe kalambury. „Trzęsę się, kiedy wściekam się. O mój Boże, czy jestem streamerem” – rapuje Monaleo. Wiele jej piosenek o tematyce erotycznej, które stanowią około połowy albumu, nie ma żadnej iskry. Lubi podkreślać swoją dominację w łóżku, ale jej eskapady nie są przyjemne. Jedna z najdziwniejszych wersów pojawia się w „Leo Luv the Sluts”, nudnej odie do jej listy simów. „Traktuj czarnucha jak braci, nie mówię homo, kiedy się pieprzymy” – przechwala się. Nie sądzę, że nazywanie tego tekstu głupim jest wstydem.

Beaty są tak samo słyszalne. Większość instrumentów to typowe pułapki, składające się z 808 kopnięć tutaj, werbli i hi-hatów tam. Kilka odbiega od szablonu, ale brak stylu i tekstury utrzymuje się. „Wam Bam” – zgrzytająca kopia piosenki Waka Flocka – opiera się na nudnej wersji „Toxic” Britney Spears. „Pimpin’ Ain’t Dead” czerpie z sampli Beastie Boys spopularyzowanych w „Big Tuck”Nie ma na mnie plamy” i dorzuca małe bębny i melodię o jakości dzwonka. Ogólnym efektem tych bitów w puszkach jest odrętwienie, zaznajomienie się, kopie kopii kopii.

Teoretycznie tłuczek od ściany do ściany powinien idealnie pasować do obecnej obsesji rapu na punkcie wściekłości, dołów i uraz. Ale w przeciwieństwie do, powiedzmy, Rico Nasty’s Zarządzanie gniewem czy Playboi Carti Cała czerwień, Rzucanie łuków brakuje mu jednoczącej wizji gniewu – i jednej wizji Monaleo. Powiedziała, że ​​chce być ponad jest „agresywnym artystą”, ale czuje się zmuszony do dalszego pisania tego typu piosenek „ze względu na to, kim stałem się w życiu ludzi”. Ale pisanie tutaj piosenek jest tak powierzchowne, że nawet nie można ich zarejestrować jako usługi dla fanów. Monaleo może myśleć, że zadowala publiczność tym całym napinaniem się, ale z mojego miejsca walka wygląda na przegraną.

Zrodlo