Kryzys polityczny w Niemczech

Niemiecka socjaldemokracja odetchnęła z ulgą, ledwo ratując pierwsze miejsce w swoim lennie Brandenburgii. Każdemu bezstronnemu obserwatorowi wydaje się, że nie ma zbyt wielu powodów do świętowania. To trzeci doskonały wynik skrajnej prawicy w ciągu zaledwie kilku tygodni. Na wschodzie odbyły się trzy wybory, ale zwłaszcza Brandenburgia i Saksonia charakteryzują się cechami demograficznymi, które nie pozwalają na odrzucenie tej kwestii jako zjawiska lokalnego, wynikającego z niezadowolenia w byłej NRD i nostalgii starszych wyborców za starym reżimem. Kanclerz Scholz, ukrywany przez swoich ludzi w kampanii, jest mieszkańcem Poczdamu, stolicy Brandenburgii, podobnie jak jego minister spraw zagranicznych, współprzewodniczący Zielonych, formacji, która od zasiadania w rządzie regionalnym nie dostała się do Parlament. Zieloni przypisują to użytecznemu głosowaniu. To właśnie przydarzyło się konserwatywnej CDU, zepchniętej na upokarzające czwarte miejsce przez nową radykalną formację lewicową, która w kwestii imigracji podziela ideologię ze skrajną prawicą. Ta kumulacja okoliczności może pomóc kanclerzowi tak, aby teraz, na rok przed wyborami federalnymi, nikt nie upomniał się o jego głowę. CDU ze swojej strony zamyka szeregi wokół Friedricha Merza, co zapowiada się na triumfalny marsz w stronę Kancelarii. Chrześcijańscy Demokraci nie są też zainteresowani usuwaniem tego, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach. Nie da się jednak w tym momencie ukryć kryzysu w niemieckim systemie partyjnym. Zastąpienie zdyskredytowanego Scholza Mertzem z pewnością złagodzi sytuację, ale problemu nie rozwiąże.

Zrodlo