Głosy Libanu: Ludzie uciekają, by ratować życie, gdy Izrael atakuje

Bejrut, Liban – Dwunastoletnia Zahra obudziła się w poniedziałkowy poranek przerażona.

„Byłam tak zestresowana z powodu bomb” – powiedziała mała dziewczynka z Borj Qalaouiye w wywiadzie dla Al Jazeery.

Wieś Zahry leży pomiędzy Nabatieh i Bint Dżubajl w południowym Libanie, ale w październiku ubiegłego roku ona i jej rodzina uciekli do Laylaki na południowych przedmieściach Bejrutu, wkrótce po tym, jak Hezbollah i Izrael rozpoczęły wymianę ataków transgranicznych.

Tego samego dnia znów się czegoś wystraszyła.

„Byłam tak przerażona, a potem zobaczyłam w wiadomościach, że chcą zbombardować nasz budynek” – powiedziała o schronieniu rodziny w Bejrucie.

W poniedziałkowy poranek mieszkańcy Libanu – szczególnie południowych przedmieść i Doliny Bekaa – otrzymali wiadomości z nieznanych numerów ostrzegające ich przed koniecznością szybkiego opuszczenia swoich domów.

Łącznie wysłano około 80 000 wiadomości.

„Zaczęłam płakać” – powiedziała Zahra. „Krzyczałam na mamę, żeby odłożyła telefon i się ubrała”.

Nie ma już miejsca do spania

Zahra i jej rodzice udali się do domu krewnego w dzielnicy Baabda, niedaleko na wschód od Laylaki.

Według libańskiego Ministerstwa Zdrowia uciekli, gdyż w wyniku izraelskich nalotów zginęło co najmniej 585 osób, a 1645 zostało rannych. Wielu z nich to cywile.

Był to najkrwawszy dzień w Libanie od 34 lat, odkąd w 1990 roku zakończyła się wojna domowa.

Na nagraniach naocznych świadków widać, jak samochody jadą zderzak w zderzak na drogach poza południowym Libanem, a na niektórych klipach widać też dym unoszący się w tle z powodu niedalekich ataków.

Dwugodzinna podróż samochodem z Tyru zajęła niektórym osobom ponad 14 godzin, a kierowcy i pasażerowie utknęli w korkach w odległości niecałej godziny od swoich domów.

Wielu uciekało, nie mając pojęcia, dokąd się udać.

Mąż Diany Younes jechał do domu w Sawfar, wiosce położonej 35 minut na wschód od Bejrutu w górach Chouf, gdy o godzinie 23:00 natknął się na kobietę z córką stojącą przy drodze.

Younes powiedziała, że ​​jej mąż zatrzymał się, żeby pomóc, ale: „Zapytał ich, dokąd idą, a oni powiedzieli, że nie wiedzą”.

Ich dom był już pełen członków rodziny, którzy nie czuli się bezpiecznie na południowych przedmieściach Bejrutu, ale Younes i jej mąż i tak zaprosili tę parę do siebie.

„Nie znamy ich, ale haram” – powiedziała, używając elastycznego terminu, który w tym kontekście wyraża współczucie dla czyjegoś cierpienia.

„Nie mamy już miejsca, gdzie ludzie mogliby spać. Będą spać na balkonie”.

Wiele szkół i przedszkoli zostało zamkniętych. Niektóre szkoły zamieniono w schroniska dla nowo przesiedlonych osób, których liczba wynosiła już 102 000 przed poniedziałkowymi atakami.

Nawet na terenach, które nie zostały dotknięte katastrofą, niewiele osób czuło się bezpiecznie.

Dwie kobiety siedzące na balkonach w Zouk Mikael, dzielnicy zamieszkiwanej głównie przez chrześcijan, oddalonej o około 30 minut jazdy samochodem od Bejrutu, stwierdziły, że stłumione eksplozje w oddali przypominają im, że ich bezpieczeństwo nie jest pewne.

„Dziś widzieliśmy śmierć”

Podczas gdy wielu uciekło, inni zostali zabici w swoich domach.

Jak podało Ministerstwo Zdrowia, w mediach społecznościowych krążyły zdjęcia 50 dzieci i 94 kobiet zabitych w nalotach.

Al-Dżazira podała, że ​​co najmniej 37 miast i wsi zostało dotkniętych nalotami, podczas gdy izraelskie wojsko twierdzi, że uderzyło w 1600 celów Hezbollahu.

Tego samego dnia izraelscy urzędnicy złowieszczo zażądali, aby Libańczycy unikali obszarów, na których Hezbollah „może prowadzić działania lub przechowywać broń”.

Rzecznik izraelskiego wojska ostrzegł ludzi, „aby dla własnego bezpieczeństwa uciekli z niebezpiecznego miejsca”, nie wyjaśniając, gdzie znajdowało się to niebezpieczne miejsce lub miejsce zapewniające bezpieczeństwo.

Hussein przebywał w mieście Rayak we wschodnim Libanie, znanym głównie z dwóch rzeczy: zamkniętej stacji kolejowej i bardzo spokojnej bazy lotniczej.

„To dzielnica mieszkaniowa i nie ma tam nic związanego z żadnymi partiami politycznymi ani niczym takim” – powiedział Hussein, który poprosił o nieujawnianie jego pełnego nazwiska w celu ochrony jego bezpieczeństwa i prywatności.

Ponieważ był daleko od jakiejkolwiek działalności bojowej, Hussein czuł się bezpiecznie. Ale wtedy rozpoczęły się izraelskie naloty.

Hussein powiedział, że do strajków doszło w pobliżu szkoły, lokalnej galerii i lokalnej mleczarni, której działalność finansowana była przez Unię Europejską i powiązana z Programem Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju.

Al-Dżazira zadzwoniła do fabryki Liban Lait, aby uzyskać potwierdzenie i dowiedziała się, że zakład został otoczony nalotami, ale nie został bezpośrednio trafiony.

Winiarnia w Rayak opublikowała na Instagramie film pokazujący szkody, jakie poniosła podczas poniedziałkowych strajków.

„Dziś widzieliśmy śmierć” – powiedział Hussain z pobliskiego miasta Zahle, gdzie znalazł schronienie.

„Samolot był nad nami i uderzał w lewo i prawo, nad morzem, na obrzeżach… wysadzali wszystko w powietrze”.

Wielu analityków uznało ostrzeżenia izraelskich urzędników za nietrafione.

„Izraelczycy powiedzą ci, że w każdym domu jest broń Hezbollahu, ale czy możesz to udowodnić? Oczywiście, że nie” – powiedział Michael Young, starszy redaktor w Carnegie Middle East Center w Bejrucie, dla Al Jazeery.

„Izraelczycy nie są zainteresowani zdobywaniem broni, zależy im na tworzeniu terroru wśród społeczności szyickiej… ponieważ chcą, aby społeczność szyicka zwróciła się przeciwko Hezbollahowi”.

Hezbollah i Izrael rozpoczęły wzajemne ataki transgraniczne 8 października, dzień po tym, jak Izrael rozpoczął bezlitosną wojnę z Gazą w ramach rzekomego odwetu za działania Hamasu w Izraelu, w wyniku których zginęło 1139 osób, a 240 zostało wziętych do niewoli.

Ponad 102 000 osób uciekło z libańskiej strony granicy, a szacuje się, że około 60 000 Izraelczyków zostało wewnętrznie przesiedlonych po drugiej stronie granicy.

17 września premier Izraela Benjamin Netanjahu zaktualizował cele wojenne swojego rządu, dodając do nich powrót tych ludzi do domu.

Libańczycy, którzy rozmawiali z Al-Dżazirą, opisali następujące wydarzenia jako „przypominające serial Netflixa”.

We wtorek eksplodowały pagery. W środę były to krótkofalówki, co zwiększyło liczbę ofiar śmiertelnych do 37 osób, zarówno członków Hezbollahu, jak i cywilów, w tym co najmniej dwójki dzieci.

Izraelskie samoloty odrzutowe przełamały barierę dźwięku nad Bejrutem w czwartek, gdy przywódca Hezbollahu Hassan Nasrallah wygłosił przemówienie, w którym poinformował Netanjahu, że ludzie nie powrócą na północ Izraela, dopóki będzie trwała wojna Izraela z Gazą.

W piątek izraelskie rakiety zrównały z ziemią budynek mieszkalny na przedmieściach Bejrutu, w którym według doniesień spotykali się dowódcy Hezbollahu.

Zginęło co najmniej 52 osoby, w tym dowódca Hezbollahu Ibrahim Aqil i 15 innych liderów Hezbollahu.

W sobotę i niedzielę, przed poniedziałkowym rozlewem krwi, Izrael kontynuował intensywne ataki na południe Libanu i Bekaa.

„To, co teraz widzimy, to izraelska próba wywarcia dużej presji” – powiedział Young, dodając, że Izraelczycy powiedzieli, że są „gotowi przekroczyć wszystkie czerwone linie”.

„Kłamcy… popierający ludobójstwo”

Wielu mieszkańców Libanu jest rozgniewanych na społeczność międzynarodową, szczególnie Stany Zjednoczone, za to, że – jak twierdzą – nie zdołały pociągnąć Izraela do odpowiedzialności za działania w Libanie i Palestynie w ciągu ostatnich 11 miesięcy.

Jedną z nich jest Fatima Kandil, mieszkanka południowych przedmieść Bejrutu, która w poniedziałek uciekła, aby zamieszkać z krewnymi. Wysłała ona kipiącą wiadomość do administracji prezydenta USA Joe Bidena, która nadal wysyła broń do Izraela, pomimo nakazu sądowego ONZ o zakończeniu prawdopodobnych aktów ludobójstwa.

„Amerykański rząd, który jest ‘demokratyczny’ i ‘bardzo zaniepokojony’ pokojem na Bliskim Wschodzie… obrońca ludzi, który atakuje nas bronią… i wszystkie te kraje, które troszczą się o pokój, dzieci i rodziny, są kłamcami” – powiedziała. „Ponieważ wspierają ludobójstwo”.

W domu swoich krewnych Zahra, dwukrotnie przesiedlona 12-latka, marzy o powrocie do domu w Borj Qalaouiye.

„To mój pierwszy raz, kiedy przechodzę przez wojnę i nie lubię wojny” – powiedziała z naiwną ironią. „Płaczę z tego powodu każdego dnia”.

Choć dla Zahry jest to pierwsza wojna, wielu członków jej rodziny pamięta wojnę z Izraelem w 2006 r. lub izraelską okupację w latach 1985–2000.

„Czasami o to pytam, ale [my parents] „Nic mi nie mów, bo jestem taka zestresowana” – powiedziała.

Zahra powiedziała, że ​​tęskni za zabawą z przyjaciółmi i wizytami rodziny w jej domu. Dodała, że ​​z powodu wysiedlenia nie ma żadnych przyjaciół, więc spędza czas rysując lub śpiąc.

„Nie podoba mi się to” – powiedziała, marząc o końcu wojny i powrocie do domu.

„W domu mój dom był pełen przyjaciół i rodziny.”



Zrodlo