EPka „Spokój ducha”.

Debiutancka EP Shinichi Atobe z 2001 roku, Zakres statkui jego znacznie spóźnioną kontynuację z 2014 roku Efekt Motyla, uosabia dub techno w jego najbardziej niesamowitym i najbardziej brudnym wydaniu. Nawet gdy po 2018 roku producent zwrócił się w stronę coraz bardziej melodyjnego brzmienia house Ciepło, jego muzyka nigdy nie straciła swojej przerażającej ostrości. Składniki są tam przez długi czas, ale towarzyszy im straszne drżenie oczekiwania i niejasne poczucie, że morska bryza wieje w twoją stronę tropikalną chorobę. Co najbardziej niepokojące, wydaje się, że nigdy ich nie było ludzie w miejscach, które przywołuje jego muzyka. Przez pewien czas Atobe próbował unicestwić swoją tożsamość, podsycając teorie spiskowe na temat jego tożsamości. Rzadko występuje na żywo, istnieje tylko kilka zdjęć mężczyzny, a on dał swoje pierwsze wywiad w tym roku. (Twierdzi, że tak naprawdę nie jest odludkiem – po prostu nikt nie zadał sobie trudu, żeby się skontaktować.)

Nowa, zaskakująca EP-ka Atobe Spokój ducha rozkoszuje się najbardziej drażliwymi dźwiękami, jakie pojawiły się na wydawnictwie Atobe od tajemniczego, przesiąkniętego szumami albumu z 2016 roku Świat. Pięć utworów, w tym trafnie nazwany „Bonus Track” przeznaczony wyłącznie do pobrania, Spokój ducha nigdy nie jest spójny jak epopeja czteroakordowa To Posiadać stać się cechy charakterystyczne z wydawnictwa Atobe. Zachowuje swój dysonansowy i poszukujący ton, a syntezatorowe melodie wystają pod kątem prostym do akordów znajdujących się za nimi; jedynie żywiołowy „Bonus Track” nie został dotknięty przez zasłonę wiszącą nad płytą, ale odbija się w dal już po trzech minutach, kończąc EP w niecałe pół godziny.

Nie ma zbyt wielu dźwięków Spokój ducha których nie można było znaleźć na płytach house z 1992 roku, ale Atobe wykorzystuje swoją ograniczoną paletę w uderzający i trzymający w napięciu sposób. Cichy syntezator tubowy w „Saxophone and Bass” brzęczy jak zabłąkany szerszeń, a kwasowy squelch w „Out” to nie tyle linia basu, co kolczasty melodyjny diddle. Podobnie jak Moodymann stwarza czyśćcowe poczucie niepokoju, łącząc linie basu, akordy i melodie w różnych tonacjach, jakby zostały ułożone razem w całość z różnych piosenek, które kładł bez świadomego zastanowienia się, jak mogą pasować. W przeciwieństwie do Moodymanna, którego muzyka jest często perfumowana samplami klubowego dźwięku i przyjemnym brzękiem szkła, muzyka Atobe jest uczulona na głosy. Samplowana diva lub funkowe „whoo” brzmiałyby tu równie nie na miejscu, jak w przypadku fugi Bacha.

Centralny element i atrakcja Spokój ducha to „Rain 6” – jedno z najbardziej abstrakcyjnych zanurzeń Atobe w czysty projekt dźwiękowy, z niesamowitymi cyfrowymi kroplami deszczu i niechętnymi plamkami basu krążącymi kwaśnym, mdlącym akordem syntezatora. Muzyka Atobe jest klimatyczna, ale rzadko jest „ambientowa”, a „Rain 6” udowadnia, że ​​może prosperować w kontekście pozbawionym beatów, nie rezygnując przy tym ze swojej zasadniczej dziwaczności. Atobe lubi rozrzucać po swoich albumach serie numeryczne utworów w niewłaściwej kolejności, a „Rain 6” jest kontynuacją „Rain 3” z lat 2020. Tak, co byłoby dość konwencjonalnym trop-house’owym hitem, gdyby nie spaghettiowana marimba co kilka taktów. Wydawałoby się, że te dwa utwory nie mają ze sobą nic wspólnego, a jednak Spokój ducha opiera się na tak ciekawej logice, że „Rain 6” może po kilku spinach zacząć brzmieć jak hymn.


Zrodlo