Co oznaczałaby inwazja lądowa dla Libanu i Izraela?

Konflikt, który narasta między libańską grupą Hezbollah a Izraelem od miesięcy, jeśli nie lat, został zaostrzony przez ciągły atak Izraela na Gazę.

To, co kiedyś było spekulacjami – a teraz jest faktem – jest nie mniej szokujące: toczy się pełnoprawna wojna między Hezbollahem a Izraelem.

W ciągu ostatnich 13 dni nastąpił dramatyczny wzrost przemocy pomiędzy Hezbollahem a izraelskim wojskiem. Na tle nalotów i ataków rakietowych kampania masowych zabójstw prowadzona przez Mossad przy użyciu pagerów i krótkofalówek przeciwko członkom Hezbollahu zabiła dziesiątki osób, a tysiące raniła. Nastąpiła fala nalotów i odwetowych ataków rakietowych.

23 września, grożąc ludności południowego Libanu natychmiastowym opuszczeniem kraju pod groźbą zniszczenia, Izrael rozpoczął największą od lat kampanię powietrzną. Wykorzystując większość izraelskich sił powietrznych, zaatakowano ponad 1300 celów w całym Libanie, ale głównie na południu. Był to najintensywniejszy poziom nalotów od lat.

Cztery dni później sekretarz generalny Hezbollahu Hassan Nasrallah zginął wraz z grupą starszych dowódców, z którymi się spotykał, kiedy na południowe przedmieścia Bejrutu zrzucono 85 bomb niszczących bunkry w brutalnym strajku mającym na celu ścięcie głowy, który zrównał z ziemią kilka budynków na terenie zabudowanym.

Pomimo tego Hezbollah w dalszym ciągu ostrzeliwuje rakiety i pociski w cele izraelskie. Kampania powietrzna nie będzie rozwiązaniem problemów Izraela. Hezbollah przygotowywał się na ten właśnie scenariusz od lat i rozproszył swoje siły rakietowe po całym kraju. Jaki jest plan?

Cztery scenariusze

Wysławszy na północ posiłki, 98. dywizję sprawdzonych w boju oddziałów powietrzno-desantowych, a także aktywując rezerwistów służących w jednostkach należących do Dowództwa Północnego, Izrael wysyła sygnał: poważnie podchodzi do swoich zamiarów w stosunkach z Hezbollahem.

Ale co to oznacza w praktyce? Jak wyglądałoby zwycięstwo Izraela?

Wyeliminowanie Hezbollahu? Jest to bardzo mało prawdopodobne. Grupa jest zakorzeniona w społeczeństwie libańskim, zwłaszcza wśród szyickiej ludności na południu kraju.

Walka z Hezbollahem tylko go wzmocni, ponieważ wykorzenienie Hezbollahu jako idei jest niemożliwe.

Kiedy w 2006 roku Izrael ogłosił, że zniszczy tę grupę, Izrael wyglądał na słabego, gdyż Hezbollahowi wystarczyło wówczas przetrwanie konfliktu, aby uznać to za zwycięstwo – to niska poprzeczka.

Obowiązuje szybki nalot? Ponownie, jest to ryzykowne. Uderzenia w miejsca rakietowe Hezbollahu i naziemne centra dowodzenia wykorzystują mocne strony Hezbollahu. Zespół od lat przygotowywał się na taką ewentualność. Jej bojownicy przeszli wszechstronne przeszkolenie i być może mają doświadczenie bojowe z wojny w Syrii.

Podsycanie sprzeciwu i możliwy konflikt domowy w Libanie? Mało prawdopodobny scenariusz zakładałby wykorzystanie – i w jakiś sposób zachętę – kipiący sprzeciw niektórych grup libańskiego społeczeństwa wobec Hezbollahu, zwłaszcza po tym, jak grupa ta pomogła stłumić demonstracje przeciwko narastającemu kryzysowi gospodarczemu w 2019 r. Pomysł polegałby na utrzymaniu Hezbollahu zajęte i skupione wewnętrznie, a nie na Izraelu.

Byłaby to strategia długoterminowa, bez gwarancji sukcesu i ze zbyt realnym prawdopodobieństwem, że jakikolwiek konflikt domowy zmieni zakres i kierunek, dając przerzuty w coś, czego nikt nie będzie mógł kontrolować, a już zwłaszcza Izrael.

Utworzenie strefy buforowej i odepchnięcie sił Hezbollahu od granicy? Być może, ale ostatecznie oznacza to potencjalną katastrofę.

Strefa buforowa

Może to brzmieć dobrze na papierze lub podczas spotkania, ale jakakolwiek próba Izraela utworzenia strefy buforowej wokół granicy najprawdopodobniej zakończyłaby się dla niego źle.

Aby stworzyć bufor, Izrael musiałby użyć sił lądowych do utrzymania ziemi. Góry i skalisty teren utrudniają poruszanie się, a czołgi i inne pojazdy ograniczają dostęp do dróg, co znacznie ułatwia zasadzki Hezbollahu.

(Al Jazeera)

W 2006 roku Hezbollah zaskoczył siły izraelskie, skutecznie atakując ich kolumny pancerne i strzelając do izraelskich patroli. Jednostki armii izraelskiej z trudem stawiały opór, a ich brak doświadczenia często prowadził do katastrofalnych błędów. Co najmniej 20 czołgów zostało podczas wojny zniszczonych lub uszkodzonych w sposób uniemożliwiający naprawę, gdy dowódcy bez doświadczenia bojowego prowadzili kolumnę czołgów za kolumną w starannie przygotowane zasadzki.

Tym razem tak się nie stanie. Izrael wyciągnął wnioski ze swoich błędów; jego jednostki bojowe są zaprawione w boju, aczkolwiek wyczerpane po całorocznej bitwie miejskiej z bojownikami Hamasu. Wewnętrznie armia izraelska jest otwarta i stosunkowo szybko wyraża i poprawia błędy w doktrynie. Ich armia nie popełni dwa razy tego samego błędu.

Ale Hezbollah również się uczył i znacznie zwiększył swoje siły. W 2006 roku na południu było około 5000 bojowników. Liczba ta wzrosła obecnie do około 20 000–30 000, a kolejne tysiące znajdują się w rezerwie. Ich jednostka sił specjalnych, Siły Radwan, liczy 3000 żołnierzy przeszkolonych specjalnie do działań na południu i znających się na tym jak własną kieszeń.

Obie strony wykorzystują technologię, a mianowicie drony obserwacyjne, do śledzenia opozycji. Hezbollah ma duży arsenał wyrafinowanej broni przeciwpancernej, takiej jak rakieta Kornet, która okazała się skuteczna przeciwko izraelskim czołgom Merkava.

Jakakolwiek strefa buforowa oznacza, że ​​Izrael musi trzymać żołnierzy w strefie buforowej, na ufortyfikowanych pozycjach, wraz z agresywnym patrolowaniem, obserwacją i siłami powietrznymi. Wszelkie siły lądowe byłyby stałym celem przydrożnych bomb, snajperów, zasadzek i ataków rakietowych. Dopóki siły izraelskie pozostaną w Izraelu, do Izraela będzie powracał strumień worków na zwłoki.

Nawet gdyby taki scenariusz się spełnił, nadal nie powstrzymałoby to wystrzeliwania rakiet, pocisków i dronów Hezbollahu w kierunku Izraela. Izraelscy planiści wojskowi mogliby zwiększyć głębokość strefy buforowej. Jednakże Hezbollah ma wystarczająco duży arsenał, aby wystrzelić rakiety z dowolnego miejsca w Libanie i nadal może uderzać w cele w głębi Izraela.

Im większy rozmiar zajętego terytorium, tym więcej Libańczyków znajdzie się pod izraelską okupacją.

Ponieważ ataki rakietowe będą kontynuowane z części Libanu wciąż niekontrolowanych przez Izrael, stale rozszerzająca się strefa buforowa miałaby na pewnym etapie praktyczne ograniczenia lub zostaliby zmuszeni do zajęcia mało prawdopodobnej sytuacji konieczności przejęcia całego kraju lub wycofania się.

Istnieje realne niebezpieczeństwo „misji pełzającej”, gdzie prosty cel – w tym przypadku utworzenie strefy buforowej – wydaje się prosty do wykonania, ale niemożliwy do osiągnięcia. Wciągnęłoby to izraelską armię w długoterminowe tarapaty, na które nie mogą sobie pozwolić jej finanse, i czekałaby katastrofa.

W którym momencie Izrael zdaje sobie sprawę, że militarne rozwiązanie tego impasu może nie istnieć i że rozwiązaniem są negocjacje w sprawie Gazy?

Zrodlo