RICHAXXHAITAN

Jego zawiły styl sprawia, że ​​jego wiersze stają się ćwiczeniami z uważnego czytania. Rapy Macha są skuteczne dzięki jego trójstronnemu podejściu: mężczyzna posiada encyklopedyczną wiedzę na temat kamieni probierczych kultury, wrodzone wyczucie czasu, które wytrąca słuchacza z równowagi, oraz wisielczy humor gotowy na komiczne pointy. Nawet jeśli niektóre w próżni wydają się mało spektakularne („Wrzuć cię na tor jak Tyshawn Jones” – pluje z zachwytem, ​​otwierając batony „Padon” i „niebieski ser” w „Gorgon Zoe Lan”), precyzja i szczegółowość, z jaką Łączenie odniesień w całość jest jednym z jego najmocniejszych talentów artystycznych. Kiedy rozpoznasz grę słów ukrytą w głębi „Antonomazji” lub zatracisz się w paralelizmie „Guggenheim Jeune”, zdasz sobie sprawę, że Mach jest mistrzem manipulacji strukturą. Niczym wirtuoz sztuk walki, jego serie taktów nie są bezcelowymi zamachami ani szczęśliwymi ciosami, ale precyzyjnymi dźgnięciami, które z każdym uderzeniem trafiają mocniej.

W 17 utworach i 47 minutach #RICHAXXHAITAN wydaje się najbliższe dziełu biograficznemu Mach-Hommy’ego. Nie oznacza to, że album jest pełen obskurnych szczegółów i opowieści. Jego charakterystyczna skromność i nieprzejrzystość pozostają; osobiste historie dotyczą tematów już znanych fanom, jak na przykład jego podróż imigracyjna z Port-au-Prince do New Jersey. Podobnie jak w przypadku poprzednich projektów, rozpocznie pracę w Kreyòl bez odrobiny obaw o potencjalną potrzebę tłumaczenia. Ale ten wybór sprawia, że ​​jego bardziej szczere wypowiedzi i winiety nabierają większej energii, zwłaszcza gdy wygłasza je z najeżoną urazą. Są w nim wątki na temat Międzynarodowego Funduszu Walutowego i przerywniki o tym, jak plaga kapitalizmu w późnej fazie powstrzymuje Haiti przed osiągnięciem rewolucyjnych zmian. Kiedy Mach pluje: „Biały fosfor spadł na cywilów w eskadrze Gazy/Troglodytów, wykrzykujących epitety u biegacza” z wściekłością na „POLITickle”, ląduje pod wpływem rozszerzającej się kuli. W uszach słychać konkretny wers w utworze „Lon Lon”, gdy jego bełkot ociera się o anielski flet Próbka Archiego Whitewatera z 1970 r; to proklamacja tego, kim jest Mach i dlaczego to robi: „Nie jestem twoim wymyślonym czarnuchem rapującym/jestem czarującym kompozytorem”.

Przez długie okresy czasu działania, #RICHAXXHAITAN płynie jak zwycięskie okrążenie, na dobre i na złe. Mach sparuje z Rocem Marciano, Tha God Fahimem i Black Thought, legendarnymi emcee, którzy krok w krok tańczą nad pętlami sampli, jakby ich suwaki składu chemicznego były ustawione na maksimum. Album nie jest pozbawiony błędów, jak godny ubolewania werset Your Old Droog w „Empty Spaces” i wyprodukowany przez Kaytranadę singiel, który byłby lepszy jako loosie. Jednak wystarczająca liczba szczytów pokonuje płytkie doliny projektu. Weźmy na przykład finał „Holy ___” z bujnymi aranżacjami chóralnymi i dekadenckimi orkiestrowymi smyczkami, które sprawiają wrażenie biblijnego uniesienia jego podróży jako artysty i przywiązania do wartości, które pozwoliły mu zachować duszę. Mach odchodzi z ostatnimi fragmentami mądrości na temat realiów ulic, na których dorastał, wkradając się do chytrego określenia: „To tylko obserwacja Haitańczyka uczącego wszystkich Jankesów” – rapuje. Pojawia się z bezcelowym wzruszeniem ramion, jak gdyby Mach znał wszystkie prawdy, których możesz potrzebować. Nie obchodzi go, w jakim kierunku Twoim zdaniem powinien zmierzać jego dźwięk, ani czy jesteś przekonany co do ewangelii, którą głosi – w chwili, gdy jego głos dotrze do Twojej błony bębenkowej, przyciągnie Twoją pełną uwagę.

Zrodlo