To pytanie nie daje sobie spokoju w ostatnich latach kariery wielkich wszechczasów, szczególnie w sporcie indywidualnym, w którym nikt ich nie wycina i nie kradnie im pracy. To oni decydują, kiedy wystarczy.
Na co mają mniejszą kontrolę: czy koniec nadejdzie powoli, czy może nastąpi wszystko na raz?
W tej epoce męskiego tenisa, która była inna niż wszystkie inne, wyglądało na to, że w przypadku trzech najlepszych graczy rozwijał się niesamowity wzór, który sprawiał, że odpowiedź wydawała się tak nieunikniona, jak zmarszczki, które z biegiem czasu pogłębiają się na czole.
Przydarzyło się to Rogerowi Federerowi, potem Rafaelowi Nadalowi, a sądząc po poniedziałkowym, ponurym popołudniu na korcie Philippe-Chatrier, przyszło to do wniosku, że przydarzyło się to także Novakowi Djokovicowi, w nieszczęśliwym momencie.
Właśnie wtedy, gdy wydawało się, że w niedzielny poranek w Paryżu wyrzucił pięciomiesięczne szaleństwo, Djokovic zdawał się popadać w tego rodzaju przyziemną, ale dziwaczną kontuzję, która zawsze pojawia się u schyłku kariery.
Było to na początku drugiego seta, podczas jego meczu 1/8 finału z rozstawionym z numerem 23 Francisco Cerundolo z Argentyny. Nie potknął się o linię ani nie zderzył się niezdarnie z sędzią liniowym.
Po kilku tygodniach bólu spowodowanego zmęczeniem i zmęczeniem dwóch dekad profesjonalnego tenisa i wpływem zakończenia meczu o 3 nad ranem, wystarczyło małe potknięcie. Djokovic zapytał sędziów, czy częściej odkurzaliby korty, aby rozprowadzić glinę i zatuszować śliskie plamy – tak jak to zrobił w wieczornym meczu przeciwko Lorenzo Musettiemu z Włoch – ale otrzymał odmowę. Tylko dwa tuziny tytułów Wielkiego Szlema zaprowadzą Cię daleko.
W pewnym momencie robił to samo na boki i do tyłu, obracając się po czerwonej glinie, jak to robił, odkąd był małym chłopcem uczącym się tenisa w niskich górach Serbii. Następnie trzymał się prawego kolana i gestem wskazywał na swoją drużynę dwiema rękami skierowanymi w różnych kierunkach, najwyraźniej mówiąc im, że jedna część jego stawu przesunęła się w jedną stronę, a druga w drugą.
Wkrótce na korcie pojawił się trener, który go opatrywał, położył go na ziemi i próbował złagodzić napięcie w okolicy kolana. Brał leki przeciwzapalne, ale kiedy Djokovic wrócił na kort, szybko stało się jasne, że nie może się już poruszać – i to nie jak coś, co przypomina zawodnika światowej klasy, po prostu w ogóle się ruszać.
Po każdym rozciągnięciu piłki następowały trzy, cztery lub pięć ostrożnych kroków. Często po prostu patrzył, jak strzały przelatują obok niego z odległości kilku stóp, nie goniąc go. Tak wielu z nich odłożyłby na miejsce niemal każdego innego dnia, goniąc po korcie z zaciekłością, z jaką od jakiegoś czasu nikt inny nie był w stanie się równać.
„W pewnym momencie, szczerze mówiąc, nie wiedziałem, czy powinienem kontynuować to, co się dzieje”, powiedział.
Być może okaże się, że to nic takiego, jak to miało miejsce wiele razy, gdy wyrażał zaniepokojenie tym, co nadejdzie w najbliższej przyszłości. Być może Djokovic będzie walczył o ósmy tytuł Wimbledonu w grze pojedynczej, a potem będzie zabiegał o nieuchwytny medal olimpijski, którego tak bardzo pragnie. Może. Ale nie tak było w przypadku Nadala, Federera czy Andy’ego Murraya.
Federer ostatecznie doświadczył zwyrodnieniowych skutków operacji naprawczej rozdartej łąkotki podczas kąpieli swoich dzieci. Zgadza się, nic innego jak zwrot akcji po odkręceniu kranu, liczne operacje i ostatecznie brzydkie, przygnębiające popołudnie na Wimbledonie w 2021 r., które zakończyło się tym, że ledwo mógł się poruszać podczas ostatniego seta, który zakończył się bez partii dla niego i sześciu dla Huberta Hurkacza.
Rok później oznajmił, że ma już dość.
Jedyne, co Nadal robił, to bieganie przez kort obrony podczas meczu drugiej rundy Australian Open w 2023 roku.
W jednej chwili biegnę po forhend z byczego bicza jako obrońca tytułu. Za drugim podjeżdżał, jakby został postrzelony, grał tak jak Djokovic w poniedziałek, kulał w ostatnich setach i jakimś cudem wygrywał mecze, których nie miał prawa wygrywać na połowie prędkości ze łzami w biodrze, a potem nie trafił w bramkę. rok tenisa.
GŁĘBIEJ
Naomi Osaka i okrucieństwo tenisowych powrotów
Biodro Murraya po prostu ustąpiło po tylu latach uderzania, sprintu i ślizgania się, nie mogąc wytrzymać jeszcze jednego wyczerpującego meczu ze Stanem Wawrinką w 2017 roku na tym samym turnieju. W przededniu ich tegorocznego spotkania na Roland Garros Murray powiedział, że po meczu nie mógł spać z bólu, że gdzieś w głowie wiedział, że pomimo tego, że mógł dokończyć mecz, zrobił coś bardziej ostatecznego. Bez operacji rekonstrukcji stawu biodrowego jego kariera byłaby skończona.
On i Nadal nadal dają sobie radę po poważnych operacjach i długich zwolnieniach. Obaj przegrali w prostych setach jako nierozstawieni pływacy na French Open, będąc cieniem graczy, którymi kiedyś byli.
W poniedziałek Djokovicowi przyszło życie po trzydziestce. Jak nikt inny przeciwstawił się czasowi, zdobywając w zeszłym roku trzy tytuły Wielkiego Szlema, a w finale Wimbledonu prawdopodobnie zbliżając się do pływającego forhendu, któremu rzadko brakuje czwartego. Zwiększył swoją rekordową liczbę trafień w karierze do 24. Zakończył rok jako numer 1 na świecie po raz ósmy z rekordem.
Tylko głupiec twierdziłby, że nie może dalej kręcić w tym roku, wiedząc, że dwa tygodnie temu skończy 37 lat. Jego najbliżsi konkurenci mówili o nim, jakby był jakimś innym gatunkiem. Kiedy przestanie ich dusić? Większość z nich miała jakąś wersję tej samej odpowiedzi: kiedy zdecydował, że już nie chce.
Przez dobre dwie godziny w poniedziałkowy wieczór wyglądało to bardzo źle. W końcu dopadły go upokorzenia związane ze starzeniem się i zużyciem. Będąc dumnym wojownikiem, wolałby sprawić, by Cerundolo wygrał po swojemu, zamiast wywieszać białą flagę i bankrutować.
GŁĘBIEJ
Duchy przeszłości kortów ziemnych: powrót Rafaela Nadala tak naprawdę wiąże się z jego dziedzictwem
Jednak tego nie dało się pokonać nawet przy maksymalnej dawce leków przeciwbólowych, jakie podał mu lekarz po trzecim secie. Rozpoczęcie pracy zajmie 30–45 minut. Czy wytrzyma tak długo? Prawdopodobnie nie. To było urocze, jak wspiął się z powrotem do czwartego seta, od przerwy w serwisie do remisu, a nawet wtedy pobudził kibiców, jakby powrót z jednym sprawnym kolanem był możliwy.
Być może był to ten serbski duch walki, o którym często mówi Djokovic i jego rodacy. Może to wina środków przeciwzapalnych i przeciwbólowych, które w końcu zaczęły działać. Może tłum go sprowadził z powrotem. Być może – bardziej zdecydowanie – był to Cerundolo przerażony meczem z jednym z ostatnich bossów tenisa pierwszej dekady XXI wieku, który miał ochotę zagrać na łatwym poziomie. To często zdarza się w tenisie – i kiedy zawodnikiem po drugiej stronie boiska, który ma problemy, nie jest Novak Djokovic.
Podczas meczu w Bukareszcie na początku tego roku Brazylijczyk Thiago Seyboth Wild musiał dobić Lucę Nardiego, który grał dalej po tym, jak skręcił kostkę tak bardzo, że nie mógł biegać. Seybot Wild oddawał piłkę Nardiemu, pozwalając mu nawet trafiać zwycięzców. Cerundolo wydawał się niezdolny do przejęcia kontroli, ledwo wierząc, że jest to możliwe, i uderzał spokojnymi, rajdowymi piłkami w bekhend Djokovica, zamiast celować w forhend, gdzie jego ciężar musiałby zostać przeniesiony przez kolano.
Prawdopodobnie było tego dużo, cała czwórka.
Potem powoli i nagle Djokovic ponownie pochylił się w bekhend. Gonił i rzucał się po drop shotach. Uderzał forhendem w narożniki, zmuszając Cerundolo do wspinania się i oddania jeszcze jednego, a potem drugiego, aż do momentu, gdy miał czwartego seta i zaczął atakować w piątym, i oczywiście miał wygrać.
Pod koniec piątego seta doszło do woleja polegającego na rzucaniu się do podziału, który będzie pokazywany na bębnach z najważniejszymi wydarzeniami Rolanda Garrosa, o ile będą dostępne bębny z najważniejszymi wydarzeniami Rolanda Garrosa.
✈️
Djokovic zapewnia Shot Dnia 👀#Roland Garros pic.twitter.com/K3Ct38W9wn
— Roland-Garros (@rolandgarros) 3 czerwca 2024 r
Żartujesz, Novaku Djokoviciu? 😱
Sprawdź jego wykończenie z woleja i hydroplanu ✈️ dla @BetMGM strzał dnia! #Roland Garros pic.twitter.com/wHr45y4Q1f
— Kanał tenisowy (@TennisChannel) 3 czerwca 2024 r
Cerundolo i życie po trzydziestce znów go dopadną. Argentyńczyk walczył. Djokovic poślizgnął się i upadł na glinę na chwiejnym kolanie, raz po uderzeniu z dużą prędkością w czerwony pył. Ale w końcu, po czterech godzinach i 39 minutach, pokonał ich obu.
„Myślę, że to prawdopodobnie słabsza część mojego ciała, która ma już kilka tygodni historii” – powiedział.
Kilka tygodni i całe życie.
Djokovic dotrze do końca wkrótce, prawdopodobnie powoli, a potem wszystko na raz. A może naprawdę to on podejmie decyzję.
(Zdjęcie na górze: Clive Mason / Getty Images)