Sześć sezonów, sześciu różnych mistrzów. Zespoły rozstawione na miejscach piątych, szóstych, siódmych i ósmych dotarły do finałów konferencji w ciągu dwóch sezonów. I pozornie bardziej nieprzewidywalna niż kiedykolwiek: drużyna z jednym z dwóch najlepszych rekordów NBA w sezonie zasadniczym nie zdobyła tytułu mistrza od czasu, gdy Toronto Raptors pokonali Golden State Warriors w 2019 roku. (Chociaż Boston Celtics mogą zakończyć tę passę w tym roku. )
Czy żyjemy w nowej epoce parytetu? A jeśli tak, jak długo to będzie trwało?
Bezpłatne, codzienne aktualizacje sportowe bezpośrednio do Twojej skrzynki odbiorczej. Zapisać się
Bezpłatne, codzienne aktualizacje sportowe bezpośrednio do Twojej skrzynki odbiorczej. Zapisać się
Po pierwsze, na pierwszy rzut oka przypadek, że coś prawdopodobnie różni się od wcześniej: nie mieliśmy takich naprzemiennych mistrzów od 1970 do 1987, kiedy koronowaliśmy innego mistrza przez 18 sezonów z rzędu, zanim Los Angeles Lakers powtórzyli to w 1988.
Ten etap zakończył się prawie cztery dekady temu i nawet ta era wiąże się z czymś w rodzaju gwiazdki: dziewięć z tych 18 tytułów zdobyli Lakers lub Celtics, którzy większość lat 80. spędzili wspólnie opiekując się trofeum Larry’ego O’Briena. Nawet w latach 70. drużyny New York Knicks i Celtics miały lata przerwy między mistrzostwami. Od 2018 roku nic takiego się nie wydarzyło.
Zatem właściwym porównaniem może być okres od 1975 do 1980 r., kiedy w ciągu sześciu lat pięciokrotnie pojawiał się prawdziwy „pierwszy” mistrz, a interweniowały jedynie dogasające węgle dynastii Celtów w 1976 r. Podobnie w ciągu ostatnich sześciu lat Raptors i Denver Nuggets zdobyli swoje pierwsze tytuły mistrzowskie, Milwaukee Bucks zdobyli swój pierwszy od 50 lat, a Lakers swój pierwszy od 2010 roku. Ten rok przyniesie nam kolejny rodzaj „pierwszego występu” — pierwszy dla tej grupy Celtics czy Dallas Mavericks. Podobnie jak w latach 1975–80, interweniowały jedynie dogasające resztki dawnej dynastii, Wojownicy 2022.
Dodatkowo istnieje kwestia względnej nieprzewidywalności, którą widzieliśmy w fazie play-off. Jedną rzeczą, która dla mnie wyróżnia się w tej epoce, jest to, jak wyniki po sezonie nieco odbiegają od rankingów w sezonie zasadniczym, co widać po dużej liczbie awansujących drużyn z niższych rozstawień.
GŁĘBIEJ
Zapowiedź finałów NBA 2024: kluczowe wątki w meczu Mavs vs. Celtics
Jeśli podzielisz to na rundy, zobaczysz, że dzieje się coś innego: całkiem normalna pierwsza runda, po której następuje chaos w drugiej rundzie. Zespoły z niższymi rozstawieniami wygrały 13 z ostatnich 20 półfinałów konferencji (65 procent). W ciągu ostatnich pięciu lat wygrali łącznie tylko 14 serii we wszystkich pozostałych rundach z 54 możliwych serii (25,9 procent).
To zdecydowanie sugeruje mi, że pojęcie parytetu jest wciąż w pewnym stopniu ograniczone w NBA, ale można je sformułować jako coś w rodzaju „parytetu w klasie pretendentów”. Frędzle, wadliwe drużyny play-offowe wciąż zostają zniszczone w pierwszej rundzie zgodnie z harmonogramem; niższe rozstawienia to 8–40 w pierwszej rundzie od 2019 r. Dziękujemy za wizytę. Jednak, jak pokazują powyższe dane, nieliczni, którzy przeżyją, mogą sobie poradzić znacznie lepiej…. jak Heat 2023 czy Mavericks 2024.
Zasadniczo, zanim ograniczymy liczbę drużyn do ośmiu najlepszych drużyn, różnica między nimi stanie się cienka jak brzytwa. Pozwala to przejąć kontrolę nad siłami MOML (Make or Miss League) lub czterema odbiciami od obręczy lub innymi dziwnymi zjawiskami.
Jedna złota zasada, która wciąż się nie zmienia: każdy mistrz przez ostatnie 44 lata znajdował się w pierwszej trójce z co najmniej 52 zwycięstwami (proporcjonalnie do 82 meczów) i oceną netto plus-3; to się nie zmieni, jeśli Boston zwycięży w finałach NBA, ale nie, jeśli wygra Dallas. (Trzy drużyny z Zachodu, które spełniły te kryteria, Oklahoma City, Denver i Minnesota, zostały wyeliminowane; Mavs pokonali dwa z nich.)
Dane te zdecydowanie sugerują, że aby dostać się do mistrzostw, nadal wymagany jest pewien poziom gry w sezonie zasadniczym dyskusjaale istnieje inny, wyższy poziom tego, co moglibyśmy nazwać „nie do pobicia elitarnością”, który zespołom trudno było osiągnąć.
Porównajmy to z, powiedzmy, rokiem 2018, kiedy Warriors i Houston Rockets byli o wiele lepsi od wszystkich pozostałych, że było oczywiste, że grają o tytuł w finale Konferencji Zachodniej. Te dwie drużyny miały po sezonie bilans 20-4, jeśli weźmie się pod uwagę ich słabą passę w siedmiu meczach przeciwko sobie.
Nie jestem pewien, czy którykolwiek zespół po Warriors dorównał poziomem tym dwóm klubom. Tylko cztery drużyny w ciągu sześciu sezonów miały na koncie 60 zwycięstw (proporcjonalnie), a trzem poprzednim nie udało się dostać do finału. (Boston zakończył w tym roku tę passę.)
GŁĘBIEJ
W liczbach finałów NBA 2024: Jak radzą sobie Mavs i Celtics?
Warto zauważyć, że w porównaniu z Warriors z ery Kevina Duranta nikomu nie udało się pozyskać trzech zawodników z najwyższej klasy kontraktów w tym samym czasie, z wyjątkiem Brooklyn Nets, którzy z różnych powodów zaskoczenia gwiazdą nie zdobyli żadnego z sześciu tytułów mistrzowskich, o których wspomniałem powyżej.
Zamiast tego mieliśmy dużo naprawdę dobry ale niezbyt odporne zespoły rywalizujące w tym samym czasie (w tym Warriors po Durant w 1922 r.) i być może będziemy przygotowani na kontynuację tej sytuacji (Móc. Czytaj.)
W szczególności wydaje się, że nowy układ zbiorowy pracy został stworzony po to, aby utrzymać obecne warunki przez jakiś czas. Zasady drugiego planu mają na celu powstrzymanie dużych wydawców i zmuszenie elitarnych drużyn do podejmowania trudnych decyzji na każdym poziomie składu, gdy ich gwiazdy przejdą od kontraktów dla debiutantów do przedłużeń supermax. Zobaczymy, jak drużyny rozegrają swoje ręce w nadchodzących latach, ale wydaje się, że zasady zachęcają nawet zespoły, które wydają najwięcej darmowych pieniędzy, do ograniczenia się do dwuletniego występu powyżej drugiego pasa przed wycofaniem się i uniknięciem najsurowszych kar.
Czy zatem mamy do czynienia z kolejnymi latami zmieniających się mistrzów i nowymi twarzami dzierżącymi trofeum Larry’ego O’Briena? Czy jesteśmy gotowi na pięcioletnią karierę czegoś takiego jak Pacers – Wizards – Hornets – Pelicans – Magic jako nasi mistrzowie NBA? (Ale nie Pistons. Staram się zachować realizm.)
Poczekaj chwilkę. Ponieważ tak jak doświadczyliśmy dużego wzrostu parytetu, istnieje jeszcze jedna siła, z którą musimy się liczyć.
Kontrargument Wielkiego Zielonego
Nie jestem pewien, czy masowa publiczność całkowicie to zrozumiała, ponieważ wydaje się, że komentatorzy chcą wrzucić na drużynę za każdym razem, gdy pozwala ona na coś gorszego niż seria 4:0, ale… czy argument o parytecie nie jest trochę śmieszny do czasu, gdy albo chyba że Celtics przegrają?
Boston wygrał 64 mecze – najwięcej od czasu, gdy Rockets wygrali 67 meczów w 2018 roku – i osiągnął piąty najlepszy wynik w historii, co oznacza różnicę plus 11,3, która obejmowała całe boisko. Tylko dwa inne kluby (Oklahoma City na plusie -7,4 i Minnesota na plusie -6,5) osiągnęły marże nawet o połowę mniejsze.
Chociaż Celtics nie stanęli w obliczu morderczej rywalizacji w play-offach, rozwalili tych przeciwników w pośpiechu, osiągając jak dotąd wynik 12-2 w play-offach z przewagą plus-10,9, zajmując pierwsze miejsce w ataku w fazie play-off i trzecie w obronie .
Są także jedyną drużyną posezonową, która była w stanie wytrzymać poważną kontuzję i nadal grać dalej. Podczas gdy nieobecności kluczowych graczy doprowadziły do upadku takich drużyn jak Clippers, Knicks, Bucks, Cavs, a ostatnio Pacers, Celtics ledwo przeskoczyli rytm, mimo że przez ostatnie dwie rundy play-off nie mieli wielkiego gwiazdora Kristapsa Porziņģisa.
Prawdopodobnie wróci na finały, w których Boston już wydawał się mieć przewagę. Dallas przegrał swoje ostatnie spotkanie z Celtics – ze wszystkimi swoimi obecnymi elementami wymiany – w marcu o 28 punktów.
GŁĘBIEJ
W finałach NBA Celtics i Mavs stają przed wyzwaniami innymi niż te, które właśnie pokonali
Czy zatem wkraczamy w nową erę parytetu? Albo rzeczywiście jesteśmy wyjście era parytetu?
Jak inaczej patrzylibyśmy na ten wiek, gdyby rok temu Jayson Tatum nie doznał kontuzji kostki podczas pierwszego meczu siódmego meczu przeciwko Miami Heat, a Celtics zdobyli tytuł?
Jeśli to dla ciebie zbyt wiele wątpliwości, rozważ także pewne okoliczności, które uniemożliwiły powtórzenie niedawnych bohaterów.
Kawhi Leonard opuścił w Toronto doskonale dobry zespół, który faktycznie miał większy procent zwycięstw bez go rok później. Obrona tytułu Milwaukee w 2022 roku została przerwana przez kontuzję Khrisa Middletona. Wreszcie, istnieje niemal niewyczerpany zapas wszystkich pragnień i pragnień brooklyńskiej marudy z Durantem, Jamesem Hardenem i Kyrie Irvingiem.
Wydarzenia musiały przełamać bardzo pewien sposób, aby dać nam scenariusz, w którym nie powtórzyli się żadni bohaterowie. Lady Luck również wydaje się duża. W lidze składającej się z 30 drużyn szczęście zawsze będzie odgrywać rolę w maju i czerwcu, chyba że zespół zbuduje walec na poziomie Duranta, Stephena Curry’ego, Draymonda Greena i Klaya Thompsona.
Boston jest prawdopodobnie na tym poziomie, ale nikt jeszcze całkowicie nie ufa temu pomysłowi i tak naprawdę nie dowiemy się tego przez co najmniej dwa tygodnie. Być może wkrótce dotrą tam inne zespoły, zwłaszcza Oklahoma City i San Antonio.
Budowanie zespołu na takim poziomie w jakiejkolwiek epoce jest niezwykle trudne, ale poza tym wkraczamy w nową rzeczywistość. Teraz ciężko jest zbudować taki zespół i równie trudno utrzymać to przez jakikolwiek zauważalny okres czasu. Wiek, kontuzje, kontrakty i fartuch – wszystko to sprawia, że osiągnięcie poziomu 55 zwycięstw jest trudne, ale możliwe w przypadku zakazanej „biegu” kilku sezonów. Ale dotarcie do poziomu lat 60., na którym jest się prawie nie do pobicia? Coś takiego nie miało miejsca, odkąd Durant opuścił Bay.
Boston ponownie może argumentować, że zdobycie tytułu w tym roku stanowi wyjątek od tej reguły. Celtics wydają się wyjątkowo dobrze przygotowani do wieloletniej gry na wysokim poziomie; przedłużenie kontraktu dla Tatuma i Derricka White’a oznaczałoby podpisanie kontraktu z pięcioma najlepszymi zawodnikami Bostonu do 2026 roku, co byłoby dokładnie takim dwuletnim okresem powyżej drugiej półki, o którym mówiłem powyżej.
Z drugiej strony Boston ma jedną zasadniczą słabość, której nie ma większość innych dynastii: Celtics nie mają najlepszego gracza w lidze. Choć Tatum jest dobry, w finale nie będą mieli najlepszego zawodnika na korcie.
Z drugiej strony, czy nie byłoby to idealne rozgraniczenie naszej nowej ery parytetu? Czy najbardziej dominującą drużyną na tym odcinku jest ta, w której jeden zawodnik (ledwo) dostał się do pierwszego składu All-NBA, a zamiast tego pokonał Cię, podpisując inteligentne kontrakty i grając do sześciu partii z prawdziwą jakością?
Jednak z czy bez Celtics, tegoroczne Mavs są najnowszym przykładem innego silnego trendu, który prawdopodobnie będzie trwałym wnioskiem z tej epoki: jeśli jesteś wystarczająco dobry, aby dostać się do drugiej rundy, wszystko może się zdarzyć. W NBA, w której każdego roku „walczy o to” pozornie 20 drużyn, gra sprowadza się do dotarcia do finałowej ósemki.
Wymagana lektura
(Ilustracja autorstwa Dana Goldfarba / Sportowiec; Najlepsze zdjęcia Giannisa Antetokounmpo, Nikoli Jokića i Stephena Curry’ego: Gary Dineen, Rocky Widner, Garrett Ellwood / NBAE za pośrednictwem Getty Images)