Czego eksperci nauczyli się z „niezwykłego” prawyborów prezydenckich w USA?

W normalnym roku wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych pierwsza pora roku pomaga przesiać pola kandydatów Demokratów i Republikanów, aż zostanie tylko po jednym z każdego z nich.

Ale prawybory w 2024 r. były inne. Jeszcze zanim odbyło się pierwsze głosowanie stanowe, wynik był jasny: prezydent Joe Biden zmierzał do rewanżu z byłym prezydentem Donaldem Trumpem.

„Ten sezon podstawowy był szczególnie niezwykły” – powiedział Tim Hagle, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Iowa.

„Po części było tak dlatego, że wydawało się, że nie ma wątpliwości co do tego, kto będzie kandydatem każdej partii”.

We wtorek prawybory prezydenckie dobiegają niepozornego końca, a w czterech ostatnich stanach: Montanie, New Jersey, Nowym Meksyku i Południowej Dakocie oraz w Dystrykcie Kolumbii głosy o niskiej stawce. Później głosują tylko Guam i Wyspy Dziewicze.

Jednak eksperci twierdzą, że najważniejszym wnioskiem z tegorocznych prawyborów prezydenckich nie jest to, kto ostatecznie zdobędzie nominację każdej partii. To właśnie ujawniało każde głosowanie na szczeblu stanowym na temat nadchodzących kampanii.

Były prezydent Donald Trump przemawia podczas wieczoru wyborczego po prawyborach w New Hampshire [File: David Goldman/AP Photo]

„Śmiertelny uścisk” Trumpa

Podstawowy sezon rozpoczął się 15 stycznia, kiedy w stanie Iowa odbył się tradycyjny, pierwszy w kraju klub w wyścigu o nominację Republikanów.

Krąg kandydatów Republikanów był początkowo szeroki. Swoje oferty złożyło kilkunastu kandydatów, od burmistrza Miami Francisa Suareza po byłego wiceprezydenta Trumpa Mike’a Pence’a.

Niektórzy obserwatorzy polityczni od początku spekulowali, że gubernator Florydy Ron DeSantis, wschodząca gwiazda konserwatyzmu, może rywalizować z Trumpem o nominację Republikanów.

Jednak gdy zbliżał się klub w Iowa, sondaże były jasne: Trump utrzymywał pozornie nie do pokonania przewagę nad wszystkimi swoimi rywalami.

Na przykład grudniowa ankieta przeprowadzona przez Reuters i Ipsos wykazała, że ​​61 procent Republikanów popiera Trumpa. Jego kolejni najbliżsi rywale, DeSantis i była ambasador ONZ Nikki Haley, zdobyli zaledwie 11 procent głosów.

W rezultacie jeszcze przed oddaniem pierwszego głównego głosu kandydaci Republikanów zaczęli wycofywać się z wyścigu. Krótko po wyborach w Iowa liczba zawodników skurczyła się jeszcze bardziej, pozostawiając jedynie Trumpa i Haley w wyścigu o udział w drugich konkursach głównego kalendarza rozgrywanych w New Hampshire.

Dla Steffena Schmidta, profesora nauk politycznych na Uniwersytecie Stanowym Iowa, lekcja była taka, że ​​niewiele może obniżyć pozycję Trumpa wśród wyborców Partii Republikańskiej.

W końcu Trumpowi w głównym kalendarzu postawiono cztery zarzuty karne. Jeden z tych aktów oskarżenia doprowadził do procesu, który zakończył się w zeszłym miesiącu wyrokiem skazującym za 34 przestępstwa związane z potajemną wypłatą pieniędzy na rzecz gwiazdy filmów dla dorosłych.

„Dowiedzieliśmy się, że sprawy sądowe, seks pozamałżeński i «zapłaty» nie mogą zachwiać poparciem kandydatów o pełnych pasji” – Schmidt powiedział Al Jazeera.

Mimo to Schmidt dodał, że to „bardzo dziwne”, że tak prominentny kandydat, jak Trump, może żartować „o zostaniu dyktatorem” – i nie spotyka się z niewielkimi konsekwencjami przy urnie wyborczej.

Niektórzy krytycy zwracali uwagę, że próby Haley rzucania wyzwania Trumpowi obnażyły ​​słabości starań byłego prezydenta o reelekcję. Na przykład pokonała Trumpa w dwóch obszarach o umiarkowanych poglądach: Dystrykcie Kolumbii i Vermont.

Nawet po zawieszeniu kampanii w marcu Haley w dalszym ciągu odciągała głosy od kampanii Trumpa. Zdobyła 21 procent głosów w prawyborach w Indianie i ponad 16 procent w kluczowym, wahadłowym stanie Pensylwania.

Ponieważ listopadowe wybory prezydenckie prawdopodobnie sprowadzą się do kilku kluczowych stanów na polach bitew, te „głosy zombie” na dawno niekończoną kampanię Haley zostały powszechnie zinterpretowane jako sygnał niezadowolenia z Trumpa.

Mimo to kilka miesięcy po opuszczeniu wyścigu Haley ogłosiła w zeszłym miesiącu, że ona również zagłosuje na Trumpa, co wskazuje, że nawet republikańscy krytycy byłego prezydenta byli skłonni go poprzeć.

„Prawybory Republikanów nauczyły nas, że Donald Trump trzyma swoją partię w śmiertelnym uścisku” – powiedział Richard F. Bensel, profesor ds. rządu na Uniwersytecie Cornell.

„W partii nie ma nikogo, kto mógłby skutecznie mu się przeciwstawić, a nawet jego najsilniejsi przeciwnicy, tacy jak Nikki Haley, ostatecznie skapitulowali, realizując własne, indywidualne ambicje”.

Protestujący na poboczu amerykańskiej drogi machają flagą Palestyny ​​i trzymają znak: "Genocide Joe musi odejść."
Propalestyńscy demonstranci w Warren w stanie Michigan protestują przeciwko lutowej wizycie prezydenta Joe Bidena [File: Paul Sancya/AP Photo]

Bidena „trudno zastąpić”

Po stronie Demokratów głos protestu był jeszcze bardziej widoczny.

Biden, urzędujący prezydent, spotkał się z ostrą reakcją wewnątrz własnej partii w związku z takimi kwestiami, jak wojna Izraela w Gazie i imigracja. W szczególności wojna w Gazie stała się bodźcem do powstania ruchu protestacyjnego skupionego wokół sezonu podstawowego.

Począwszy od lutowych prawyborów w stanie Michigan organizatorzy namawiali wyborców Demokratów, aby zamiast udzielać poparcia Bidenowi, wybierali na swoich kartach do głosowania takie opcje, jak kategoria „niezaangażowani”.

W Michigan ruch „niezaangażowanych” zdobył prawie 101 000 głosów, a dwóch delegatów partii ze 117. W innym kluczowym stanie, Wisconsin, w prawyborach Demokratów ponad 47 800 wyborców oddało głosy w kategorii „niepoinstruowanych”.

Krytycy ostrzegali, podobnie jak w przypadku Trumpa, że ​​nawet niewielka utrata poparcia może mieć poważne konsekwencje dla listopadowych wyborów powszechnych.

Jednak głosowanie protestacyjne miało stosunkowo niewielki wpływ na wynik samych prawyborów.

Bidena uznawano za przestępcę: żaden urzędujący prezydent nigdy nie przegrał we współczesnym systemie podstawowym i tylko raz w historii Stanów Zjednoczonych wybrany urzędujący nie zdobył uznania swojej partii.

„Pybory Demokratów po raz kolejny pokazały, że urzędującego prezydenta bardzo trudno zastąpić, nawet jeśli jest bardzo niepopularny” – powiedział Al Jazeerze Bensel, profesor z Cornell.

Bensel dodał: „W pewnym sensie Partia Demokratyczna stąpa po desce po czymś, co można porównać do tonącego statku”.

Z majowego sondażu przeprowadzonego przez Reuters i Ipsos wynika, że ​​zaledwie 36 procent Amerykanów aprobuje wyniki pracy Bidena.

Eksperci twierdzą jednak, że nie pojawił się żaden realny kandydat Demokratów, który mógłby rzucić wyzwanie prezydentowi starającemu się o drugą kadencję.

Zanim w ogóle rozpoczęły się prawybory, były działacz na rzecz ochrony środowiska i teoretyk spiskowy Robert F. Kennedy Jr. wycofał się z wyścigu Demokratów, kandydując jako niezależny.

To pozostawiło mało znanych kandydatów, takich jak autorka poradników Marianne Williamson i przedstawiciel Dean Phillips, do rywalizacji z Bidenem w prawyborach.

„To zaskakujące, że żaden Demokrata, którego można by uznać za poważnego kandydata, nie chciał rzucić wyzwania Bidenowi” – ​​powiedział Hagle, profesor Uniwersytetu Iowa. „Być może dla Demokratów nie było tak oczywiste, że przegrają wybory powszechne w 2024 r., biorąc pod uwagę, że wierzą, że mogą pokonać Trumpa”.

Tablica w kształcie litery V przed lokalem wyborczym w USA głosi: "Głosuj tutaj.  Głosuj na Aqui."
Ostatnie prawybory prezydenckie na szczeblu stanowym w wyścigu o fotel prezydenta w 2024 r. zakończyły się na początku czerwca [Robert Yoon/AP Photo]

Aż do „dwóch niepopularnych, starzejących się polityków”

Sondaże wskazują obecnie na zacięty wyścig Bidena i Trumpa w listopadowych wyborach. Obydwa zabezpieczyli liczbę delegatów potrzebną w pierwszym sezonie, aby zostać kandydatem swojej partii.

Z najnowszego sondażu Reuters i Ipsos wynika, że ​​obydwaj kandydaci „statystycznie remisują, gdyby wybory na prezydenta odbyły się dzisiaj”. Biden miał niewielką przewagę, mając 41% poparcia wobec 39% Trumpa.

Ken Kollman, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Michigan, powiedział, że prawybory podkreśliły, że – pomimo pogłosek o niezadowoleniu na temat obu kandydatów – obaj pozostaną.

„Chociaż wielu chciało inaczej, wyborcy dowiedzieli się, że ci dwaj niepopularni, starzejący się politycy nie odejdą i że zmierzają w stronę masowego, konsekwentnego starcia w listopadzie” – Kollman powiedział Al Jazeerze.

„Obydwaj wytrwale trzymali się przywództwa w swoich partiach i żadnemu nie udało się uniknąć podziałów i braku entuzjazmu wśród części elektoratów w swoich partiach”.

Dennis J. Goldford, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Drake, podziela tę opinię.

Powiedział Al Jazeerze, że zarówno Demokraci, jak i Republikanie wyszli z prawyborów „z kandydatem, który nie wzbudza entuzjazmu większości żadnej partii”.

Podkreślił jednak, że istnieje granica przewidywalności prawyborów w wyborach powszechnych. Liczba wyborców, którzy oddali głosy w prawyborach i klubach, może być stosunkowo niska.

„Amerykanie dużo mówią o prawie do głosowania, ale tak naprawdę nie mamy tego na myśli. W skali kraju frekwencja wynosi być może 60 procent w wyborach prezydenckich, 40 procent w wyborach śródokresowych i 20 procent w prawyborach” – powiedział Goldford.

Dodał, że w wyścigu o fotel prezydencki wiele tendencji wyborczych utrzymuje się dotychczas na stałym poziomie.

„Republikanie traktują głosowanie poważniej niż Demokraci; osoby starsze traktują głosowanie poważniej niż osoby młodsze; a partyzanci traktują głosowanie poważniej niż niezależni” – wyjaśnił Goldford.

Dodał jednak, że w tradycyjnych blokach wyborczych mogą nastąpić pewne zmiany. „Interesujące pytanie brzmi, czy rzekomy ruch tradycyjnych okręgów wyborczych Demokratów – Czarnych i Latynosów – w stronę Trumpa jest prawdziwy”.

Ostatecznie wielu ekspertów, którzy rozmawiali z Al Jazeerą, stwierdziło, że nietypowy sezon prawyborowy jest ogólnie symptomem niezwykłego wyścigu o fotel prezydencki.

Nigdy wcześniej byłemu prezydentowi USA nie postawiono zarzutów karnych – a tym bardziej podczas cyklu wyborczego. Ostatni raz wybory prezydenckie były powtórką poprzedniego wyścigu w 1956 roku.

Dla Schmidta prognozy wyborcze funkcjonują jak prognozy pogody: „Przewidywanie zależy od ciągłości i pewnego powtórzenia przeszłości”.

Ale w tym roku? „Nie mamy nic takiego”.

Zrodlo