Nowe Delhi Indie – W 2019 r. konsultant polityczny Tushar Giri znalazł się w pokoju ze zrozpaczonym weteranem partii Bharatiya Janata (BJP) premiera Indii Narendry Modiego.
Polityk był pięciokrotnym ustawodawcą i jeszcze kilka dni przed tym spotkaniem był głównym kandydatem na ministra ze stanu. Ale przegrał w wyborach do legislatury stanowej. Giri wspominał, że drużyna lidera „nie miała pojęcia”, jak przegrał. Kiedy planowali jego polityczne wskrzeszenie po klęsce, mieli jedno jasne żądanie wobec Giriego – dodał. „Pierwszą rzeczą, jaką powiedzieli, było: «Musimy kupić kilka ukrytych stron na Facebooku i zniszczyć narrację»”.
Giri wybrał właśnie tę stronę na Facebooku, której szukali: zbudowaną i prowadzoną przez jego firmę, skupiającą się na hinduskich tematach większości BJP, udającą wysypisko bieżących spraw. Strona zgromadziła prawie 800 000 obserwujących, zanim przestała działać po bezceremonialnym wycofaniu jej przywódcy z polityki wyborczej przez BJP.
Potem nadeszła kampania wyborcza w 2024 r. i Giri znalazł idealnego kupca na tę stronę: politycznego zdrajcę ze stanu Madhya Pradesh w środkowych Indiach, który przeszedł z opozycji do BJP i teraz szukał oparcia wśród skrajnej prawicy wyborcy. Dzięki nowemu wyglądowi i stylowi – ale ze starymi postami nadal na swoim miejscu – ta strona stała się teraz narzędziem promującym polityka Madhya Pradesh, byłego ministra federalnego.
Ponieważ gigantyczne, siedmioetapowe wybory w Indiach dobiegają końca wraz z głosowaniem 1 czerwca, dochodzenie Al Jazeera i ostatnie badania przeprowadzone przez badaczy z grup non-profit monitorujących i wspierających prawa człowieka ujawniają skomplikowany czarny rynek takich stron na Facebooku, kupowanych i sprzedawanych wywierać wpływ na wyborców kraju, omijając kontrolę technologicznego giganta nad reklamą polityczną.
Zasady ustalone przez Meta, firmę macierzystą Facebooka, zabraniają użytkownikom jakichkolwiek „prób sprzedaży, kupowania lub wymiany kont” lub działania pod fałszywą lub skradzioną tożsamością. Jednak dochodzenie pokazuje, że te standardy społeczne były rutynowo łamane podczas wielomiesięcznej kampanii wyborczej w Indiach. Naruszenia te z kolei pozwoliły właścicielom tych stron uniknąć kontroli Meta wobec nowych reklamodawców politycznych, którzy promują posty skierowane do mniejszości religijnych, rozpowszechniają teorie spiskowe i szerzą dezinformację wyborczą.
W Indiach, największym rynku Facebooka z ponad 314 milionami użytkowników, te zastępcze strony na Facebooku stały się kołem ratunkowym kampanii politycznych, zwłaszcza podczas kryzysów PR, mówią znawcy. „Jest to równoległy model biznesowy podczas wyborów” – powiedział Giri – „a wszyscy znamy w naszych kręgach osoby, które od zera stworzyły te strony dla kupujących”.
Firma Giriego prowadzi prawie 40 stron biznesowych, gotowych do sprzedaży. Niedawne badanie przez amerykańską organizację nadzorczą Tech Transparency Project, która śledzi firmy technologiczne, również potwierdziła istnienie czarnego rynku na Facebooku.
Chociaż trudno jest określić skalę działalności, rozważ następującą kwestię: Prawie połowa 20 osób, które wydają najwięcej w reklamach politycznych z ostatnich 90 dni są stronami zastępczymi prowadzonymi przez organizacje ukrywające swoją tożsamość – wynika z przeglądu Meta’s Ad Library przeprowadzonego przez Al Jazeera.
Zdaniem ekspertów najbardziej oczywistym czynnikiem napędzającym ten czarny rynek jest cel, któremu służy on kampaniom politycznym, polegający na unikaniu kontroli Meta. Przed emisją reklam politycznych na Facebooku reklamodawcy muszą przedstawić wydany przez organ państwowy dokument tożsamości i otrzymać przesyłkę pocztową w kraju, w którym zamierzają wyświetlać reklamy. Kupując istniejące konta stron, które przeszły te etapy weryfikacji, kampanie mogą ominąć mechanizm sprawdzania Facebooka.
„Nie jest zaskakujące, że czarny rynek stron zastępczych jest obecnie powszechny i chociaż ogólne moderowanie treści to inna sprawa, firmy po prostu zarabiają na tych reklamach” – powiedział Prateek Waghre, dyrektor wykonawczy firmy z siedzibą w New Delhi Internet Freedom Foundation, organizacja non-profit lobbująca na rzecz praw obywateli w Internecie.
Istnieją jednak także inne korzyści, jakie kampanie czerpią z takiego czarnego rynku.
Kampania Modiego czy spam?
Modi często zalicza się do najpopularniejszych przywódców na świecie, m.in najwyższą aprobatę oceny wśród kolegów z głównych krajów w światowych sondażach. Ale nawet jego kampania na rzecz reelekcji z miasta Varanasi, które głosuje w końcowej fazie wyborów w Indiach 1 czerwca, korzysta z pomocy zastępczych stron.
Shubham Mishra, regionalny lider BJP, któremu powierzono zadanie zarządzania strategią mediów społecznościowych w okręgu wyborczym kampanii Modiego, uważa, że ciągły zalew „twardych treści politycznych” może stać się dla opinii publicznej monotonny. Pomocne są strony na Facebooku, które rzekomo służą jako centra wiadomości ogólnych lub bieżących, ale rutynowo umieszczają wiadomości popierające Modiego pomiędzy innymi treściami. „Publikowanie jeden po drugim włączone [Modi’s] takie działania mogą zostać odebrane przez wyborców jako spam, ale strony zastępcze są bardzo skuteczne” – stwierdziła Mishra.
Mishra powiedział, że w obecnej kampanii zespół Modiego nie musiał kupować żadnych stron zastępczych. Zamiast tego oparł się na stronach uzyskanych wcześniej. „Mamy strony internetowe o ugruntowanej pozycji, prowadzone przez prywatne agencje, które są nam lojalne już od ponad siedmiu do ośmiu lat” – powiedział.
„Wiele rzeczy, o których nie możemy powiedzieć ani opublikować [the PM’s or party’s handles]przepuszczamy je przez zastępcze strony w Varanasi”.
Korzystanie z takich stron cieni pomaga również kampaniom obejść ograniczenia finansowe kampanii, powiedział Hamraj Singh, konsultant polityczny. „‚Fan page’ może wcisnąć wszystko, a kandydat zawsze może się tego wyprzeć” – powiedział. „A koszt awansu nie odzwierciedla wydatków kandydata”.
Wiele z tych stron, jak w przypadku tej, którą Mishra nadzoruje w Varanasi, jest skierowanych do konkretnych okręgów lub okręgów wyborczych. Stawka za stronę zależy od kilku czynników, w tym od zasięgu strony, zaangażowania i, co ważne, demografii obserwujących, mówią znawcy. Na przykład, jeśli strona w punkcie sprzedaży ma dziesiątki tysięcy obserwujących z lokalizacji, która jest pomocna dla kampanii kupującego, sprzedawca może pobrać wyższą opłatę, niż gdyby obecni obserwujący pochodzili z innej części kraju.
Zazwyczaj strona firmowa na Facebooku, którą obserwuje 100 000 osób, może przynieść sprzedawcy od 700 do 1200 dolarów, jak pokazuje dochodzenie Al Jazeery i wywiady z osobami stojącymi za takimi stronami. Ale strona, która spełnia wszystkie kryteria i ma milion obserwujących, może przynieść nawet 24 000 dolarów. Stawki są podobne w przypadku uchwytów na Instagramie.
Oczywiście BJP nie jest osamotniony w korzystaniu z takich stron. Strony faworyzujące partie opozycyjne, w tym Kongres, Biju Janata Dal i All India Trinamool Congress, również należą do głównych osób wydających pieniądze na Meta. Jednak wśród 20 osób, które najwięcej wydają, dominują strony dostosowane do BJP.
W ostatnich miesiącach niezależni badacze twierdzą, że odkryli szczególnie skoordynowane wysiłki skrajnej prawicy w indyjskim spektrum politycznym, mające na celu wykorzystanie tego czarnego rynku.
Warta milion dolarów skrajnie prawicowa sieć
Podczas wyborów w 2019 r. Facebook publicznie ogłosił, że zamyka 687 stron zawierających tak zwane „skoordynowane nieautentyczne zachowanie” (CIB), rzekomo „powiązanych z osobami powiązanymi z komórką IT Indyjskiego Kongresu Narodowego”. Kongres jest główną partią opozycyjną w Indiach. W 2019 r. Facebook usunął także 15 stron, grup i kont, które jego zdaniem wspierały rządzącą BJP.
Ale pięć lat później wyzwanie związane z podejrzanymi kontami zastępczymi tylko wzrosło. W okresie poprzedzającym wybory w 2024 r. badanie (PDF) przez India Civil Watch International (ICWI), Eko, organizację zajmującą się odpowiedzialnością korporacyjną, oraz The London Story, grupę społeczeństwa obywatelskiego pod przewodnictwem indyjskiej diaspory, zdemaskowały skrajnie prawicowe sieci stron, które rozpowszechniały treści faworyzujące BJP.
Sieci stron koordynowały się ze sobą, wykazując „spójność obraźliwego języka, motywów islamofobicznych i promowania narracji powodujących podziały wymierzonych w przywódców opozycji i grupy mniejszościowe” – stwierdzono w badaniu.
Jedna z tych sieci, Ulta Chasma, zgromadziła 10 milionów interakcji w ciągu 90 dni poprzedzających ogólnokrajowe sondaże, uzyskując ponad 34 miliony wyświetleń swoich filmów wideo. Strony Ulta Chasma często znajdują się wśród 20 największych odbiorców reklam na Facebooku. W sumie badacze zidentyfikowali 22 ze 100 osób, które wydają najwięcej na reklamy, to strony skrajnie prawicowe wspierające Modiego i BJP, których łączne wydatki przekraczają 1 milion dolarów.
Al Jazeera próbowała skontaktować się z ogółem 20 osobami, które wydają najwięcej na reklamę na Facebooku – niezależnie od partii – pod numerami telefonów podanymi przez właścicieli strony platformie społecznościowej. Wszystkie były niedostępne. A strony internetowe, w wielu przypadkach – takie jak Ulta Chasma – to powłoki zwykłe fronty ale nie ma na nich żadnej treści.
W dniach 8–13 maja ICWI, Eko i The London Story przeprowadziły eksperyment: w środku wyborów w Indiach stworzyły serię reklam zmanipulowanych przez sztuczną inteligencję, zawierających dezinformację wyborczą i nawoływania do zabijania muzułmanów i przywódców opozycji. Przesłali je do Biblioteki reklam Meta, aby przetestować mechanizmy wykrywania i blokowania treści politycznych, skierowanych do okręgów, które miały głosować.
Meta zatwierdziła 14 z 22 reklam, pomimo swojej polityki zabraniającej zamieszczania postów promujących mowę nienawiści, dezinformację, przemoc i podżeganie. Organizacje społeczeństwa obywatelskiego stojące za reklamami zdecydowały się ich nie wyświetlać po zatwierdzeniu ich przez Meta.
W oświadczeniu dla Al Jazeery Meta stwierdziła, że jej procesy obejmują inne poziomy kontroli, przez które reklamy musiałyby przejść, zanim mogły zostać opublikowane.
„W ramach naszego procesu sprawdzania reklam – który obejmuje zarówno weryfikację automatyczną, jak i weryfikację manualną – mamy kilka warstw analizy i wykrywania, zarówno przed publikacją reklamy, jak i po niej” – powiedział rzecznik Meta w odpowiedzi e-mailem na pytania. „Ponieważ autorzy natychmiast usunęli przedmiotowe reklamy, nie możemy komentować przedstawionych twierdzeń”.
Kłopoty YouTube’a
Tymczasem Henry Peck, działacz na rzecz zagrożeń cyfrowych w międzynarodowej organizacji pozarządowej Global Witness, postanowił przetestować przygotowania YouTube do wyborów w Indiach. YouTube ma ponad 460 milionów użytkowników i znacznie wyprzedza swoje współczesne platformy, a Indie są jego największym rynkiem.
W dochodzeniu – w którym uczestniczyła także inna organizacja non-profit Access Now – zgłoszono do YouTube 48 reklam w języku angielskim, hindi i telugu, zawierających treści mające na celu stłumienie frekwencji wyborczej wśród kobiet i młodzieży poprzez dezinformację i nawoływanie do przemocy wobec mniejszości. YouTube zatwierdził każdą reklamę do publikacji. Przed opublikowaniem reklam firmy Global Witness i Access Now wycofały je.
„YouTube przedłożył zysk ponad ludzi i chciał zwiększyć swoje przychody podczas wyborów oraz chronić ten naprawdę duży rynek [India]– powiedział Peck. „Ale nie przestrzegają własnych standardów ani swojej odpowiedzialności wobec użytkowników. Wyrządzają krzywdę.”
„Mówimy o rażącej dezinformacji i w zależności od budżetu można dotrzeć do milionów wyborców” – dodała Shruti Narayan, specjalistka ds. polityki w regionie Azji i Pacyfiku w Access Now.
W oświadczeniu przesłanym e-mailem rzecznik Google – właściciela YouTube – powiedział Al Jazeerze, że „żadna z tych reklam nigdy nie była wyświetlana w” YouTube, a ustalenia nie wskazują na brak zabezpieczeń przed dezinformacją wyborczą w Indiach. Rzecznik dodał jednak, że platforma wykorzysta test, aby sprawdzić, „czy istnieją sposoby na dalsze wzmocnienie naszych zabezpieczeń”.
Rzecznik powiedział, że po wstępnym zatwierdzeniu „reklamy nadal podlegają kilkustopniowym kontrolom, w tym, jeśli to konieczne, ocenie dokonywanej przez człowieka, aby zapewnić zgodność treści z naszymi zasadami”.
„Reklamodawca usunął przedmiotowe reklamy, zanim mogła nastąpić jakakolwiek nasza rutynowa kontrola egzekwowania prawa” – powiedział rzecznik Google.
Peck zauważył jednak, że kiedy Global Witness testował dezinformację wyborczą w języku angielskim i hiszpańskim przed wyborami śródokresowymi w USA w 2022 r., YouTube sam odrzucił wszystkie reklamy na pierwszym etapie i zawiesił kanał prowadzący. W lutym tego roku zarówno Meta, jak i Google wraz z głównymi firmami technologicznymi podpisały pakt o dobrowolnym przyjęciu „rozsądnych środków ostrożności”, aby zapobiec wykorzystywaniu narzędzi sztucznej inteligencji do zakłócania demokratycznych wyborów na całym świecie.
Nie robią wystarczająco dużo, aby wywiązać się z tego zobowiązania, zasugerował Narayan z Access Now.
„Nie chodzi tu ani o ich ignorancję, ani o samą skalę problemu” – powiedział Narayan. „To tylko kwestia ustalenia priorytetów”.