W tytule EP-ki południowoafrykańskiego tria Beatenberg z 2022 roku znajdowało się pewne wyznanie W drodze do Beatenbergu: Grupa nie wydała jeszcze żadnego dźwięku. Przez 19 minut eksperymentowali z gitarą barokową i funkcją Auto-Tune; flirtowali z uniesieniem EDM i balearską mgiełką. Jednak rdzeniem Beatenberga pozostał niezależny pop, którego odbiciem była trwająca całe życie miłość gitarzysty i wokalisty Matthew Fielda do maskandi i mbaqanga. Ich spokojne rumby sprawiają, że muzyka grupy wydaje się być nie na czasie, nie tylko w Ameryce (gdzie zakurzona półka mentalna może pomieścić ich obok Dirty Projectors, Paula Simona i Vampire Weekend), ale także w domu, gdzie amapiano i jego liczne odmiany są eksport gorącego popu. Kiedy Beatenberg zajmuje się tańcem, zazwyczaj ma na celu dodanie folkowego charakteru Zulusów do czyjejś produkcji. Dziesięć lat temu współpracowali z rodakiem, DJ Clockiem, przy przeboju w stylu tropikalnym „Pluton (Pamiętam Cię).” W 2021 roku pojawił się Beatenburg ROZRUBA W DŻUNGLI— ogólnokontynentalna współpraca producentów Scorpion Kings i Tresor — mająca na celu zamyślenie się nad afropianową piosenką „Dust in the Wind”.
Pojawia się „Dust in the Wind” w przerobionej formie i teraz zatytułowany „Worth More”. Wielki pożar Beatenbergu. Gitary Fielda wysunięte są na pierwszy plan; bas podąża za zmianami akordów, zamiast je dyktować. To mniej niż set DJ-ski na przylądku, a raczej popołudniowa impreza w otoczonym murem ogrodzie. Szczegóły są znakomicie odwzorowane; rozmowa jest intymna, ale kończy się nagle; hałas z zewnątrz dobiega, ale nigdy nie zagraża postępowaniu. Rezultatem jest wyraźnie południowoafrykański sophistipop, towarzyszący mu utwór skupiający się na gitarze Nostalgia, album wznowienia gumy balonowej z 2019 roku autorstwa Tresora, urodzonego w Kongu producenta – i byłego współpracownika Drake’a – który jest także starym przyjacielem Fielda. („Afrodyta”, Beatenberg’s Nostalgia wkład, to typowo fajna sprawa, pełna pomyłek na elektrycznym pianinie i śpiewnego oddania.)
W tej chwili droga do Beatenbergu wiedzie przez Fielda, którego gra jest ważniejsza niż kiedykolwiek. W niespokojnym „Chorus of May” przeskakuje między pięcioliniami, goniąc za całością z beztroską rezygnacją. Jego ukośne solo traci moc niczym umierający robot. Na „Eau de Toilette” bez wysiłku splata się z sekcją rytmiczną Beatenberga – najpierw basistą Rossem Dorkinem, a następnie perkusistą Robinem Brinkiem – niczym łańcuch rowerowy przeskakujący między zębatkami. „Pocisz się odpowiednim rodzajem potu/Zmieszanym z wodą toaletową/Niemożliwe do zapomnienia” – dyszy, po czym odtwarza solówkę, która brzmi jak ujadanie psa. Ćwiczenia brzmieniowe Fielda okazują się zaraźliwe: pawi „Wheelbarrow” kołysze się i podskakuje jak jego tytułowy pojazd, podczas gdy zespół wydaje perkusyjne brzęki i echo zapadni. Jeśli Beatenberg nie dorównuje tutaj żywiołowością pierwszorzędnej mbaqangi, to przynajmniej przybijają jej rozpórkę.